piątek, 20 lutego 2015

X ,,Wszystkie bitwy naszego życia czegoś nas uczą, nawet te, które przegraliśmy..."


Razem siedzieliśmy na kanapie wpatrzeni w krople deszczu spływające po szybkie...
A raczej Mia obserwowała każdą krople nieprzytomnym wzrokiem. A obserwowałem ją. Jej twarz była bladsza niż zazwyczaj, prawie przezroczysta. Oczy były dziwne puste, a oddech zaskakująco spokojny. Biło od niej opanowanie, jakby pogodziła się już dawno ze stratą. Kiedy tak na nią spoglądałam wydawało mi się, że właśnie przeszła bardzo ważny test. I jeszcze nie wie czy go zdała czy też nie, lecz wcale się tym nie przejmowała. Całkowicie zatonęła w swoich myślach, zupełnie jak ta kropla, którą spływa po szybkie, a następnie wpada do kałuży i nikt nie może jej z niej wyciągnąć, nikt nie może jej już pomóc....
O czym teraz myślała? O mamie? O swojej przyszłości?
- Czemu się tak na mnie patrzysz? - odwróciła twarz w moim kierunku. Zamrugałem zaskoczony i odruchowo chrząknąłem.
- Po prostu, przepraszam...- odparłem i spuściłem lekko zawstydzony wzrok na podłogę.
- Dziękuje, że pozwoliłeś mi nocować jedną noc u siebie. Nie chciałabym wracać do domu pełnego wspomnień. To bardzo miłe z twojej strony...ale i naiwne. - spojrzałem na rudowłosą ze zmarszczonym czołem. Obserwowała mnie ciągle tym samym nieprzytomnym spojrzeniem. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, podobnie jak  głos, ale rozumiałem o co chodzi. Chciałem coś odpowiedzieć, lecz przerwała mi.
- Nie znasz mnie. Ja nie znam ciebie. Nic o sobie nie wiemy, a pozwalasz mi nocować u siebie...- mówiła cicho i spokojnie. Uśmiechnąłem  się blado i nachyliłem się bardziej do rudowłosej. Nasze twarze dzieliły jakieś 20 cm.
- To prawda. Nie znamy się dobrze i nie wiemy o sobie za dużo, prawie nic. Powiem Ci wszystko co zechcesz o mnie wiedzieć, tak wiem już to mówiłem, ale mówię prawdę. Spytaj mnie o cokolwiek.
- Michael...
- Pozwalam Ci u mnie nocować - ciągnąłem dalej - ponieważ Ci ufam. Czy to coś złego? - Mia nic nie odpowiedziała. Wstała powoli i ruszyła w stronę pokoju gościnnego, który wcześniej pokazała jej moja pokojówka. Chrząknąłem i oparłem brodę na pieści. Spuściłem wzrok gdy nagle usłyszałem cichy szept. Spojrzałem w stronę schodów, na których stała Mia.
- Ja...też..- wyjąkała - powiem Ci wszystko co chciałbyś wiedzieć....

  Kiedy słabe, pierwsze promienie słońca przedostały się przez  kremowe zasłony, i rzuciły złocisty poblask na beżowe ścianę mojej sypialni ja już byłem na dole. Zeszedłem po schodach przecierając oczy. Automatycznie skierowałem się do kuchni. Gdy tylko przekroczyłem próg, kucharka siedząca na sofie za ladą błyskawicznie schowała gazetę do torebki. Może w innych okolicznościach zwróciłbym na to większą uwagę, lecz teraz byłem jeszcze na granicy snu, a rzeczywistości. Więc zapytałem tylko :
- Co czytałaś Ewo?
Dziewczyna po czterdziestce o czarnych, prostych włosach i oliwkowej cerze nalała pośpiesznie kawy do porcelanowej filiżanki. Była to ostatnia z kompletu, który dostałem od mojej zmarłej kuzynki Eleny. Ewa uśmiechnęła się.
- Nic takiego. Oglądałeś dzisiaj wiadomości? - spytała z dziwnym entuzjazmem. Usiadłem przy stole i wziąłem łyk kawy, którą przed chwilą podała mi brunetka. Westchnąłem pod nosem i rozchyliłem usta w delikatnym uśmiechu, Nie przepadałem za kawą, lecz kawa przyrządzona przez Ewe była naprawdę smaczna.
- Nie, a powinienem? - spytałem. Dziewczyny usiadła na przeciwko stolika.
- No...no raczej tak- ponownie się uśmiechnęła. -  więc...gdzie się poznaliście? - ściszyła głos i nachyliła twarz bardziej w moją stronę. Spojrzałem na nią zdziwiony.
- Ale ko..- nie dokończyłem ponieważ poczułem nagły przypływ ciepła, który zalał mnie błyskawicznie od środka. Wstałem i pobiegłem do salonu, a Ewa zemną.
- Michael! Co się stało? - krzyczała za moimi plecami. Chwyciłem pilota i włączyłem telewizje.
To co usłyszałem w dzienniku gwiazd wkurzyło mnie.
- Michael Jackson, najpopularniejszy piosenkarz dekady i autor słynnego moonwalk'a, czyli chodzenia do tyłu - mówił prowadzący - został sfotografowany z tajemniczą, nieznaną nam dziewczyną. Miejsce spotkania było dość nie typowe gdyż był to cmentarz, lecz wszyscy dobrze wiemy, że Michael ceni sobie prywatność, więc tego typu miejsca są dobrą kryjówką nieprawdaż? Kim jest tajemnicza rudowłosa? Co ich łączy? Na koniec dodam, że po długich rozmowach na cmentarzu para udała się prosto do... domu piosenkarza. Drodzy widzowie! Obiecujemy, że dowiemy się kim jest ta kobieta i co łączy ją z królem popu. - zakończył po czym nastąpiła przerwa na reklamy. Pokręciłem wkurzony głową i odwróciłem się do Ewe, która stała zdziwiona za moimi plecami.
- Nie rozumiem jak. Przecież na cmentarzu byłem z ochroną. Nie wiem skąd mieli te informacje i zdjęcia - rozłożyłem ręce w geście bezradności.
- Chodzicie ze sobą, a ty myślałeś, że to prędzej czy później nie wyjdzie to na jaw? - zaśmiała się brunetka.
- Nie jesteśmy razem. Jest moją dobrą znajomą... naprawdę! I nie rób takiej miny, ja mówię prawdę. Byliśmy na cmentarzu ponieważ umarła jej mama, a potem zaprosiłem ją do domu ponieważ była w tak kiepskim stanie psychicznym, że byłem się, że może sobie coś zrobić...- szepnąłem i spojrzałem na schody by upewnić się czy na pewno nie stoi na nich Mia. - i..współczuje jej z całego serca.
- Ona jest tutaj? Nie wróciła jeszcze do domu? Z chęcią ją poznam. - uśmiechnęła się - tak myślałam, że to nie może być twoja dziewczyna. Po pierwsze - jesteśmy przyjaciółmi i pierwsza bym wiedziała o twojej nowej dziewczynie - teraz ja się uśmiechnąłem - Po drugie - randka na cmentarzu? To nie w twoim stylu. - uderzyła w moje przedramię po kumpelsku.
- Tak, jest tutaj. Tylko proszę Ew, ona jest naprawdę przybita i twój optymizm może ją jeszcze bardzie zdołować.
- Dobrze, dobrze! - powiedziała nakładając nacisk na każde słowo - pójdę zrobić śniadanie. Nie wiesz przypadkiem co ona lubi jeść? Nie? No trudno. Jakoś sobie poradzę. - poszła w stroną kuchni.
Podszedłem do okna z dłonią na czole. Jak oni mogli się dowiedzieć?
- A i jeszcze jedno! - za futryny drzwi wyjrzała Ewa - twoi rodzice dzwonili. Mówili, że odwiedzą ciebie i twoją nową partnerkę jeszcze dzisiaj.- zakończyła i schowała się za drzwiami. Opadłem zrezygnowany na kanapę, przewracając oczami i kręcąc głową. No nie....

Mia wstała około godziny dziewiątej. Szybko nawiązały bliższy kontakt z Ewą, co w miły sposób mnie zdziwiło. Tak naprawdę to Ewa ciągle mówiła, wspominała i opowiadała różne historie, a Mia jedząc naleśniki słuchała uważnie. Tylko od czasu do czasu wtrąciła, krótkie ,, Tak" ,, Nie" lub ,, Na prawdę" ?. Siedziałam obok niej i obserwowałem jak je, a bardziej grzebie widelcem w talerzu. Jej wygląd nie był lepszy niż wczoraj.
- Nie smakuje Ci? - szepnąłem. Ewa nie usłyszała mnie i dalej ciągnęła swoją niezwykle ciekawą historie o tym jak to razem z bratem i kuzynem polowali na żaby, a jedna z tych oślizgłych, zielonych stworzeń skoczyła kuzynowi do spodni.
- Smakuje, tylko po prostu niema ochoty...- również szepnęła dalej wlepiając wzrok w pełny talerz.
- Musisz coś zjeść. - odparłem troskliwie. Wyjąłem delikatnie widelec z jej dłoni i sam zaczęłam kroić nim naleśnika na drobne części. Nabiłem  ząbki widelca w jeden z nich i poprosiłem by zjadła chociaż kilka. Spojrzała na mnie pustym wzrokiem i z cichym chrząknięciem  chwyciła srebrny przedmiot po czym  wsadziła sobie kawałek naleśnika do buzi.
-...wiem, powinniśmy jechać z nim do lekarze, lecz w ostateczności poszliśmy do babci zielarki, która jest lepsza od niejednego specjalisty. - zakończyła podając sok pomarańczowy na stół.
- Nie smakuje Ci? - powiedziała spoglądając na prawie pełny talerz.
- Bardzo dobre, tylko po prostu nie jestem głodna...- odparła Mia z bladym uśmiechem.
Ewa przytaknęła głową na znak, że rozumie i dalej kontynuowała swoją historię.

- O co chodzi? - spytała Mia. Pociągnąłem ją delikatnie w stronę zegara wykonanego z kwiatów. Nie wiedziałem jak zacząć, rudowłosa spojrzała na mnie nie pewnie.
- Michael...- naciskała, lecz jej głos był taki jak zawsze. Delikatny i cichy.
- Posłuchaj..-zacząłem- nie wiem jak i skąd dowiedzieli się, że byliśmy wczoraj razem na cmentarzu.
- Kto się dowiedział?
- Prasa- westchnąłem.  Zmarszczyła czoło.
- Co mówili? - spytała.
- Uważają, że..emm..jesteśmy razem. - wykrztusiłem i potarłem dłonią kark.  Brązowooka westchnęła i odwróciła się w drugą stronę. Wpatrywała się krótką chwilę w wysokie drzewa przez, które przedzierały się pojedyncze smugi słońca. Potem ponownie zwróciła się w moją stronę.
- Musisz to jakąś odkręcić.
- Oczywiście, że to zrobię - zapewniłem i delikatnie rozchyliłem usta - tylko, że muszę powiedzieć Ci coś jeszcze...- zrobiłem dwa kroki w jej stronę.
- Co takiego? - uniosła prawą brew.
- A raczej muszę cię o coś poprosić...- sprostowałem.
- O co?
- Będziesz udawać moją dziewczynę?
- Że co!? - zawołała i spojrzała na mnie zszokowana.
- Tylko przed moimi rodzicami. Nie uwierzyli mi do końca, że nic nas nie łączy, ale odpuścili. Ale teraz kiedy moją jakby...dowody, to będzie ciężko ich ponownie przekonać. - miałem nadzieje, że Mia mnie zrozumie. Sam nie byłem do końca przekonany do tego pomysły, ale wiedziałem, że to jedyne wyjście. Moi rodzice nie uwierzą, że nic nas nie łączy. W szczególności moja mama i Janet. Pewno już kupili nam obrączki...
- Michael...nie wiem czy to dobry pomysł - założyła włosy za ucho.
- Tylko przez jakiś czas. Potem ogłosimy wszystkim, że zerwaliśmy i dadzą nam spokój. Obiecuje.
- Sama nie wiem...Muszę to przemyśleć - chrząknęła.
- Nie wiem czy zdążysz - odpowiedziałem spoglądając przez ramię Mie jak czarny wan przekracza bramę Neverlandu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE :)
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam nowego rozdziału, lecz niem miałam zbytnio jak :/
Wróciłam do cioci, komputer się zepsuł, a potem nie było internetu .-.
Postaram się nadrobić wszystkie zaległe rozdziały, do których zostawiliśmy link na spamie c:
Jak wam się podoba rozdział?
Co powiecie na jakiś jeden rozdział z perspektywy Mie? c:
Ps.Przepraszam za wszystkie błędy :/
Życzę miłego dnia kochani c:


,, W życiu ważne jest by nie przegapić tej krótkiej chwili szczęścia, która przychodzi i odchodzi nie spodziewanie"

czwartek, 5 lutego 2015

IX ,,Otarcie się o śmierć ukochanej osoby, uświadamia nam jak ważna jest ona dla nas"


Tamtego wieczoru coś się zmieniło.
Jakieś uczucie zostało całkowicie stracone, a na jego miejscu wschodziło nowe. Inne, nieznane nam  wcześniej. Na początku to było niezauważalne, a ja sam go nie odczuwałem. Na początku nic nie znaczyło...
Tamtego wieczoru zaufałem jej całkowicie. Opowiedziałem o moich snach, a związku z tym dowiedziała się wiele o moim wczesnym życiu i zmartwieniach. 
Słuchała uważnie, a ja od czasu do czasu zerkałem w jej ciemne oczy. Raz świeciły współczuciem, innym razem  zrozumieniem, a niekiedy było pozbawione jakiegokolwiek blasku. Czułem, że mogę powiedzieć jej wiele, a ona to zrozumie i nie będzie zadawać zbędnych pytań. 
Wiedziałem także, że nikomu o niczym nie powie. Tak jak już mówiłem...zaufałem jej. 
Ona też była inna od tamtego dnia. Dalej wydawała się niezwykle poważną dziewczyną z niewinną twarzyczką, lecz częściej się śmiała. Jej oczy były inne...iskrzyła w nich iskierka radości, którą obdarzała wszystkich, na których tylko spojrzała...zwłaszcza mnie. 
Była inna też dla mnie. Bardziej otwarta i ufna. Nie bała się patrzeć mi prosto w oczy, otwarcie wypowiadać swojego zdania. Lubiłem ją taką. Wieczna nieśmiałość stawała się trochę uciążliwa, a nowe sytuacje i emocje jakimi się wtedy posługiwały pozwalały mi ją poznać bliżej, bez jej wiedzy. 
Więc kiedy minęły dwa dni, i dzieci wraz z Mia wyjechały poczułem przypływ smutku. 
Wyjazd rodzinny wzmocnił to uczucie...
Mijały dni, a potem tygodnie. Próbowałem skupić się na przygotowaniach przed trasą koncertową. Prawie codziennie jeździłem do studia. Na ostatnie ustalenia  związane z tym wielkim wydarzeniem. Miała to być trasa koncertowa po Europie. Druga w moim życiu, lecz tym razem mieliśmy odwiedzić wiele więcej państw niż ostatnio. Mniej więcej Republikę Federalną Niemiec,  Republikę Czeską, Rzeczpospolitą Polskę oraz Rosję. Byłaby to moja pierwsza wizyta w tych krajach. Z Mia często rozmawialiśmy przez telefon. Tylko raz rozpłakała się do słuchawki, kiedy poruszyliśmy temat choroby jej mamy. Nigdy więcej o tym nie wspominała, a ja nie chciałem słyszeć ponownie jak płaczę. Bolało mnie to...
Koszmary miałem rzadziej, nie wiem sam czemu. Może dlatego, że komuś się w końcu wyżaliłem? A może dzięki osobie Mie? Nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. W ciągu ostatnich dwóch tygodni odwiedziłem szpital Św. Anny w San Francisko dwa razy. Za każdym razem wyjeżdżałem  stamtąd z uśmiechem na twarzy. 
Wieczorami chodziłem na spacery po posiadłości i napawałem się ciszą dochodzącą ze wszystkich stron. Czasem słyszałem dźwięk flesza od aparaty. Na początku niezbyt mnie to denerwowało. Było ciemno, a dźwięk dobiegał z odległych krzaków lub drzew za bramą, więc trudno im było zrobić udane zdjęcie, lecz z czasem słyszałem je coraz częściej. Przed koncertami zawsze tak było. Zaczęło mnie to poważnie irytować i w końcu kazałem ochronie częściej patrolować dom. Potem nie słyszałem już żadnych fleszy, i cieszyłem się z tego. W moim domu chciałem czuć się bezpieczny i prywatność była dla mnie najważniejsza. 
I tak właśnie mijał czas, umilały go codzienne rozmowy z panną Evens....

Minęły trzy tygodnie. Do rozpoczęcia  trasy koncertowej zostały zaledwie dwa oraz trzy dni. 
Od 5 poranków nie rozmawiałem z Mia. Ona sama nie dzwoniła, a kiedy ja próbowałem to odrzucała. 
Martwiłem się o nią. Nie wiedziałem czy wszystko u niej gra. Może miała jakiś wypadek? Zgubiła telefon? Oczywiście moje mózg dopuszczał same złe myśli. 
W końcu chwyciłem telefon i odszukałem numer do szpitala Św. Anny. Po kilku sygnałach odebrała sekretarka. 
- Szpital św. Anny w San Francisko słucham? - powiedziała na jednym wdechu, automatycznie. 
- Dzień Dobry, mówi Michael Jackson czy mógłbym rozmawiać z dyrektorką szpitala? - spytałem i usiadłem na kanapie pocierając czoło dłonią. 
- Oczywiście, już łączę. - oznajmiła po czym ponownie usłyszałem  sygnał, a zaraz po tym przywitał mnie miły kobiecy głos. 
- Panie Jackson, jak miło panna znowu słyszeć. 
- Mi panią również. - odpowiedziałem starając się by nie wyczuła w moim głosie zmartwienia. 
- Więc o co chodzi panie Jackson? - spytała. 
- Mam do pani prośbę. Pracuje u pani dziewczyna, która nazywa się Mia Evens?
- Owszem. Sprawiła jakiś problem?
- Nie, w żadnym wypadku. Tylko emm...- podrapałem się dłonią o kark i przymrużyłem oczy. - może wie pani co się u niej ostatnio dzieje? - to zabrzmiało głupio.
- Raczej nic niezwykłego- odpowiedziała szybko, i bez jakichkolwiek  emocji. 
- Zupełnie nic? - dopytywałem.
- Oprócz tego, że zmarła jej matka to nic - zdrętwiałem. Zmarszczyłem zdziwiony czoło. Jak to? Przecież miała żyć jeszcze parę miesięcy?! Wstałem, a za chwilę opadłem bez silny na kanapę. 
- Panie Jackson wszystko w porządku? - usłyszałem zmartwiony głos dyrektorki. 
- Powie mi pani gdzie leży jej matka? - spytałem, ale zabrzmiało to bardziej jak oznajmienie.
Na początku wahała się z udzielaniem tej informacji, powiedziała, że to niezgodne z przepisami, ale po chwilę zgodziła się mówiąc, że mnie zna i wiem, że nie użyje tych informacji by zrobić coś złego.
Podziękowałem serdecznie i nie czekając ani chwili dłużej wyruszyłem na cmentarz. 

W drodze stanęliśmy po bukiet i znicz. Oczywiście musiałem wziąć ze sobą ochronę, bez której niestety nie mogłem się ruszyć gdziekolwiek. Nigdzie nie zauważyłem paparazzi...Dzięki Bogu. 
W drodze nie myślałem o niczym konkretnym...
Przed oczami przelatywały mi jakieś obrazki, ale na żaden nie zwróciłem większej uwagi.
Obserwowałem drzewa za oknem, które z tą szybkością wydawały się zlewać ze sobą.
Rodzimy się po to aby żyć,żyjemy po to aby umierać. Kiedy człowiek zrozumie prawdziwy sens tych słów popada w przygnębienie. Teraz kiedy szedłem betonową uliczką wzdłuż cmentarza czułam się bardzo dziwne. Bliskość śmierci zawsze sprawiała, że rozmyślałem nad swoim życiem. Oceniałem złe i dobre sytuacje, a potem starałem się żyć lepiej. Czy to nie jest straszne? Żyjesz tak długo. Przeżywasz wzloty i upadki. Jesteś dzieckiem. Beztroskim, małym stworzeniem, któremu w głowię tylko zabawa, słodyczy i niepodzielna uwaga rodziców. Potem jesteś nastolatkiem. Zabawy, słodyczy idą w odstawkę, a uwaga jaką rodzice Ci poświęcają robi się denerwująca i namolna. Potem jesteś dorosłym...i tęsknisz za tamtymi latami.
Niebo przybrało  szarawą barwę, obawiałem się, że zaraz zacznie padać deszcz. Szedłem wzdłuż cmentarza i spoglądałem na groby.
Henryk Winson -  78 lat
Mady Gerbery -  50 lat
Ellena Richerd - 54 lata
Danniel McDonald - 7 lat
Świat jest nie sprawiedliwy. Jedni umierają ze świadomością, że przeżyli dużo i mogą spokojnie odejść z tego świata, inni nawet nie wiedzą co to znaczy...
Moja matka zawsze nam powtarzała kiedy szliśmy na cmentarz :
,, Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny" Wtedy nie rozumiałem tych słów, teraz też bym tak chciał...
Przystanąłem gdy w oddali pod jednym z grobów, przykrytym miliardem kwiatów i zapalonymi świecami dookoła, na drewnianej ławce siedziała dziewczyna w czarnym płaszczu i łkała cicho. Westchnąłem. Odwróciłem się w stronę ochrony i poprosiłem by zaczekali tutaj.
Podszedłem  cicho do grobu i złożyłem kwiaty. Przykucałem i wyjąłem z kieszeni zapalniczkę po czym położyłem zapalonego znicza obok grobu, gdyż na nim nie było już miejsca.
Przeżegnałem się i spojrzałem w stronę rudowłosej. Patrzyła na mnie oczami pełnymi łez i niewyobrażalnego smutku, bólu. Włosy opadały na jej bladą twarz, przez co nie widziałem policzków. Coś zakuło mnie w środku.
- Tak mi przykro...- Objąłem ramionami jej drobne ciało. Przycisnęła głowę do mojego barka i zaczęła gorzko płakać. Głaskałem dłonią rude włosy i starałem  jakoś uspokoić dziewczynę.
Drżała i płakała. Bolało mnie to. Jej smutek udzielił się i mnie. Oczy zaszły szronem, a oddech przyśpieszył, lecz nie. Nie mogłem zacząć płakać. Potrzebowała twardego wsparcia, kogoś kto ją  przytuli i doda sił. Kogoś kto zapewni, że wszystko będzie dobrze, a czas zagoi ranny.
- Płacz, jeśli tego chcesz. Przytul się jeśli będziesz czuła chłód. Ja zawsze będę przy tobie...

Siedziałem  na ławce od ponad 20 minut. Wpatrzeni w złote litery:
,, Hope Rilla Fleme Evens. Żyła lat 42.  Zawsze w naszych sercach"
- Kiedy...- odwróciłem twarz w stronę Mie. Podobnie jak ja wcześniej nie odrywała wzroku od nagrobka - moja babcia umierała, w domu byłam tylko ja. Tata był w pracy, mama wyczerpana poszła do sąsiadki, aby tam wylać swoje łzy. Nie chciała, żebym widziała jej płacz. Siedziałam przy  łóżku babci i trzymałam ją za rękę. Miałam dziewięć lat i nie rozumiałam całej tej sytuacji. Wielu rzeczy w tamtym czasie nie rozumiałam... Ale mimo wszystko zachowywałem powagą. Babcia wpatrywała się w moją twarz swoimi brązowymi, przepełnionymi miłością oczami. Słowa, które były jej pożegnalną mową, wtedy wydawały mi się tak bardzo nie jasne, ale teraz rozświetliły mój umysł...- jej głos były cichszy niż zwykle.
- Co takiego powiedziała? - spytałem również cicho jak ona. Mia opuściła wzrok na ziemie.
- Bóg widzi śmierć inaczej niż my. My widzimy ją jako ciemny mur, on jako bramę...- wyszeptała. Teraz ja spuściłem wzrok. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Wiesz...w życiu człowieka bywają czasem takie chwilę, które zostają w pamięci. Chociaż czas mija, one nie przemijają...- dodała po kilku sekundach. Jej wzrok powędrował teraz na mnie, lecz nie miałem siły zrobić tego samego. Myślałem nad jej słowami, nad  ich sensem. Po chwili coś zrozumiałem...
- Myślałaś czasem, że śmierć może być tym, co  nie dało nam życie? - szepnąłem.
- Jak to? - zdziwiła się.
- Może być tym co nie było nam dane. Może być szansą na spełnienie swoich marzeń, o których człowiek bał się komuś powiedzieć. Nikt nie wiem co tak naprawdę jest po śmierci, ale jeśli niebo istnieje to dla wielu może być szansą. - teraz mój umysł rozświetlił się - umiera się nie po to by przestać żyć, umiera się po to by żyć inaczej gdzieś indziej...- spojrzałem na jej bladą twarz. Na policzkach miała czerwone ślady po łzach, ale oczy nie były już takie same jak wcześniej, lekko się rozjaśniły.
- Wiesz co....- uśmiechnęła się blado - cieszę się, że przyjechałeś. Nie wiesz jak bardzo tego potrzebowałam...-  powiedziała. Spoglądaliśmy sobie w oczy. Była teraz samotna, nie miała nikogo przy sobie. Ja miałem rodzinne, lecz daleko i rzadko się z nią widywałem. Oboje byliśmy samotni, oboje potrzebowaliśmy wzajemnej siły...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
Rozdział wyszedł...trochę dramatycznie. Dziwnie się sama sobie, że go napisałam :c
Starałam się by był dłuższy, lecz naprawdę ciężko mi to przychodzi :c
Dziękuje za wszystkie komentarze, jesteście kochani <3
Mam nadzieje, że rozdział się spodoba c:
Przez następne 5 dni nowa notka nie pojawił się gdyż wyjeżdżam do wujka i cioci :/
Życzę wam miłego dnia c:
Ps. Przepraszam za wszystkie błędy :/


,,Dzieli nas tylko chwila, i znów będziemy razem"





niedziela, 1 lutego 2015

VIII ,,Mówisz, że to tylko przyjaźń... protestuje"

Muzyka do notki.

                                     


Była ubrana w to co zwykle. Czyli granatowe, obcisłe spodnie, tego samego koloru marynarka oraz śnieżnobiała koszula włożona za pasek, a na stopach czarne lakierki na niewielkim obcasie.  Włosy miała spięte w kok, a po bokach wystawały dwa rude, niesforne kosmyki. Wyglądała zwyczajnie, lecz miała w sobie to coś. To coś co sprawiło, że nie mogłem od niej oderwać wzroku...
Wyprostowałem się, kiedy stanęła przede mną  z niewielkim uśmiechem na ustach. Spojrzała przez moje ramie na La Toye i mamę, po czym podała mi dłoń.
- Witam panie Jackson - puściła mi porozumiewawczo oczko. No tak, nie mogliśmy mówić do siebie po imieniu w obecności mojej rodzinny. To głupia drobnostka, ale budząca podejrzenia moich bliskich...och.
- Miło mi panią ponownie widzieć - uścisnąłem jej dłoń i również mrugnąłem  prawym okiem. Usłyszałem cichy chichot La Toye za moimi plecami i miałem wielką ochotę przewrócić oczami, lecz się powstrzymałem od tego zamiaru. Wolałam skupić się na parze oczów przede mną....

Najpierw pokazałem maluchom domki, w których będą mieszkać przez następne dwa dni, a potem cóż...po co marnować czas? Poszliśmy się  bawić.
Zwiedziliśmy zoo, pojeździliśmy na koniach i ciuchcią dookoła działki. Po wieczór zostało wesoło miasteczko. Dawno się tak dobrze nie bawiłem. Beztrosko, przyjemnie...
Czułem szczęście tych dzieci, czułem miłość kiedy na ich twarzach pojawiał się uśmiech pełen słodyczy. Czułem po prostu radość.
- Mogę siedzieć z tobą Michael? - spytał Rayan. Chłopak w wieku 12 lat o blond włosach i niebieskich oczach. Chorujący już ponad dwa lata na białaczkę. Staliśmy właśnie w kolejce przy torze gokartowym.
- Pewnie. Będzie niezła zabawa -  powiedziałem i rozchyliłem usta w uśmiechu.
- Mogę prowadzić?
- Jasne.
Rozejrzałem się dookoła. W oddali na ławce, pod jedną z latarni, która rzucała złoty poblask siedziała rudowłosa. Głowę miała spuszczona na dół, a place zaciskała nerwowo na kolanach...
Zmarszczyłem czoło.
- Za chwilę wrócę. - obiecałem Rayanowi. Chłopak pokiwał głową i zaczął rozmawiać z przyjaciółmi, którzy stali przed nami. Przystanąłem obok rudowłosej. Na mój widok wyprostowała się gwałtownie i uśmiechnęła blado.
- Myślałam, że idziesz z Rayanem na gokarty - powiedziała cicho, słabym głosem. Tak jak zawsze miała w zwyczaju.
- Myślałem, że kiedy podejdę to powiesz mi o co chodzi - odpowiedziałem  i usiadłem obok niej - i ciągle mam taką nadzieje - dodałem uśmiechając się delikatnie.
Spojrzała na mnie zdziwiona.
- O nic nie chodzi. Wszystko jest w porządku - odpowiedziała poprawiając włosy. Westchnąłem...znałem ten gest.
- Nie muszę Cię znać cały wiek  by zauważyć, że czymś się martwisz. Wystarczy mi parę dni...- odwróciłem się bardziej w jej stronę. Stykaliśmy się kolanami.  Odwróciła wzrok w druga stronę na dzieci, dając mi jasny znak, że nie chce o tym rozmawiać. Ponownie westchnąłem. Przybliżyłem się do niej bliżej, po czym  delikatnie, dwoma palcami ująłem jej podbródek i zwróciłem w moją stronę.  Spojrzałem w jej czekoladowe, lekko zdziwione oczy, w których zobaczyłem...ból, smutek. I nagle poczułem coś dziwnego...jakby zrozumienie. Poczułem, że ona przeżywa  to samo co ja, że ona mnie rozumie mimo, że nic o mnie nie wie, mimo że niema pojęcia o moich snach, mimo że na ogół tak bardzo się  różnimy... po prostu nagle jej zaufałem.
- Możesz mi ufać, nikomu nie powiem o niczym. To zostanie miedzy nami, i będzie to naszą wspólną tajemnicą...- szepnąłem rozmarzonym głosem i przejechałem kciukiem po jej delikatnym, lekko zaróżowionym  policzku. Patrzyła na mnie przez chwilę dziwnym wzrokiem, jakby analizowała wypowiedziane przed chwilą słowa. Opuściła głowę, a z jej koka na głowę wyrwało się kolejne rude pasmo.
- Moja mama choruje na raka...-  ledwo dosłyszałem jej głos, głos pełen rozpaczy i żalu. Poczułem nagłe smutek, lecz nie byłem zszokowany. Wiele razy spotkałem się z taką odpowiedzą, to nie był pierwszy i ostatni raz. Ale mimo to...pięć słów, które padły z jej ust dziwnie mnie zabolały... Objąłem Mie ramieniem. Wtuliła się we mnie i zaczęła cicho szlochać.
- Bardzo mi przykre, jak mogę pomóc? - spytałem i przycisnąłem ją mocniej do siebie.
- Nie możesz pomóc. To zaawansowany stan, zostało jej parę miesięcy życia...- powiedziała przez szloch. Przejechałem dłonią po jej plecach, próbując choć trochę uspokoić dziewczynę.
- Przepraszam...
- Za co? - zapytała cofając się. Znowu siedziała na przeciwko mnie i ocierała rękawem od marynarki mokre policzki.
- Że nie wiem jak Ci pomóc...- szepnąłem.  Spojrzała w moje oczy, lecz nie był to zdziwiony czy zły wzrok... tylko wzruszony, z płomykiem podziwy gdzieś głęboko w środku. Czułem się odpowiedzialny, byłem zły na samego siebie za to, że nie mogę nic zrobić. Naprawdę chciałem jakoś zadziałać, z całego serca chciałem wywołać uśmiech na jej twarzy...tylko nie wiedziałem jak.
- Wiesz Michaela... nie znam Cię długo, nie wiem o tobie nic. Nawet nie znam tej śmiesznej informacji, jaki jest twój ulubiony kolor ale...czuje, że naprawdę Ci ufam - zakończyła spuszczając zawstydzona wzrok na  chodnik. Nie spodziewałem się tego...wyznania. Poczułem nagły przypływ ciepła gdzieś w środku, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
- Powiem Ci wszystko co zechcesz o mnie wiedzić - szepnąłem i chciałem jeszcze coś dodać gdy przerwał mi głos Rayana.
- Michael, nasza kolei! - krzyknął i gestem reki pokazywał bym przyszedł.
- Już idę! - odpowiedziałem. Równocześnie wstałem z Mia.
- Wy będziecie się ścigać, a ja będę wam robić zdjęcia - oznajmiła i włożyła dłonie do kieszeni spodni. Podniosłem kąciki ust do góry i razem skierowaliśmy się w stronę toru.

Ziemie znów pokrył mrok. Księżyc ponownie próbował go pokonać wraz ze swoimi odwiecznymi i  najwierniejszymi kompanami - gwiazdami. Wiatr, stary przyjaciel otulał wszystko wokół przyjemnym ciepłem, wprawiając w ruch liście, które szeleściły miedzy sobą jak stare plotkary.
W ciemności wszystko wydaje się inne...dziwne, nieznane, a nawet straszne.
Drzewo, na którym bawisz się za dnia, na którym masz swoją kryjówkę przed światem teraz odstrasza  swoimi gałęziami. Dróżka, którą codziennie chodzisz do ogrodu by podziwiać barwne kwiaty teraz wydaje się drogą w nieznane.
Strach umie zmienić wszystko. Z czegoś pięknego, w coś całkowici Ci obcego...
Lubiłem czasem po prostu posiedzieć w samotności na werandzie i porozmyślać nad tym co nas otacza. Rzadko miałem ostatnio na to czas...
- Sprawdziłam. Dzieci zjadły kolacje, wzięły prysznic i położyły się do łóżek. Są naprawdę szczęśliwe Michael...- odwróciłem się  w stronę schodków na werandę, na których stała teraz Mia.
Przytaknąłem głową.
- O czym tak rozmyślasz? - spytała podchodząc bliżej. Westchnąłem po raz setny tego dnia. Taaak..to zdarzało się często w moim wykonaniu. Siedziałem na bujanym fotelu, z nogą założoną na nogę i lekko przekrzywioną głową  w prawo.
- Proszę usiądź...- powiedziałem sennie. Mia odłożyła zeszyt z zapiskami na stolik i usiadła naprzeciwko mnie, na identycznym meblu.
- Piękna noc...- powiedziała spoglądając w granatowe niebo. W jej oczach odbijały się gwiazdy.
- Rzeczywiście...-powiedziałem, lecz potem uświadomiłem sobie, że mówiąc to nie patrzyłem  w niebo, tylko na Mie. Zamrugałem kilka razy i przetarłem twarz dłonią.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczonego. - zauważyła i zaczęła dokładnie analizować mój wygląd.
- Wszystko gra. Po prostu nie wyspałem się dzisiaj.- zapewniłem, lecz nie była to do końca prawda...
- Czemu kłamiesz? - zapytała z powagą na twarzy. Spojrzałem na nią lekko zdziwiony. Skąd  to wie?
- Nie kłamie.
- Po jednaj nocy człowiek nie ma podkrążonych i lekko zaczerwienionych oczów,oraz bardzo bladej twarzy.- uśmiechnęła się delikatnie przekrzywiając głowę na bok. Chciałem zaprotestować, ale to nie miało sensu. Uśmiechnąłem się tylko pobłażliwie...te kobiety.
- Masz racje. Ostatnio nie mogę spać.
- Dlaczego? - usłyszałem w jej głosie nutkę  zmartwienia.
- Mam koszmary...-powiedziałem prawdę. Już dawno chciałem komuś o tym wspomnieć, lecz nigdy nie nadarzyła się odpowiednia okazja. A po drugie nie chciałem jej okłamywać. - A ostatnio się jeszcze bardziej nasiliły.
- Może czymś się poważnie martwisz i dlatego...- zaproponowała. Zaprzeczyłem ruchem głowy.
- No to może w twoim życiu nastąpił jakiś znaczny przełom... - dodała po chwili.
Spojrzałem w jej oczy.
- Taaak...- westchnąłem.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry kochani.
Nie wiem co powiedzieć...jesteście po prostu cudownie. Wasze komentarze, mnie wzruszają. Są takie cudowne, tak bardzo miłe...dajecie mi nimi siłę do tworzenia kolejnych rozdziałów. Jeszcze w życiu nigdy nie słyszałam tyle miłych słów skierowanych pod moim adresem. Ja..pierwszy raz w życiu nie wiem co powiedzieć c: Cóż...po prostu dziękuje.


Teraz o rozdziale.
Starałam się by był dłuższy, tak jak chcieliście. Mam nadzieje, że przypadnie wam do gusty c:
Jak pewnie zauważyliście do tej notki jest dołączona muzyka. Zazwyczaj tego nie robię, lecz ta piosenka według mnie idealnie pasuje do nastroju. A szczególnie w połowie notki.
Ps. Przepraszam za błędy :/


,, Mogę mieć wszystko - majątek, sławę, ale...ty mi w zupełności wystarczysz"