niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział III ,, Wystarczy się tylko odwrócić "


Był piękny wieczór. Niebo przybrało  czerwone i pomarańczowe barwy dodając magii temu miejscu. Złote słońce chowało się za horyzont otoczone różową poświatą, a chmury zdawały się rozpływać po czym całkowicie wnikać w przestworza. Delikatny, zachodni wietrzyk wiał tak lekko, że prawie nie wyczuwalnie, roznosząc słodką woń różnorodnych kwiatów.
Wydawałoby się, że czas  stanął, zupełnie zapominając o tym miejscu, po prostu go przeoczył...
Szedłem po kolorowej kostce prowadzącej wgłąb Neverlandu. Obserwując cienie rzucane przez drzewa...Wolnym krokiem kierowałem się w stronę wesołego miasteczka, znaczy zrobiłbym tak jakby nie to, że zauważyłem kobietę.
Przystanąłem i przymrużyłem oczy marszcząc brwi.
- Kto to? - szepnąłem sam do siebie. Za bramą stała drobna postać o włosach zlewających się z odcieniem nieba. W granatowym garniturze, wpatrzona w zachód słońca.
Uchyliłem nieco furtkę i cichutko, niczym kot zbliżyłem się do nieznajomej. Stanąłem z tyłu za jej  plecami i włożyłem ręce do kieszeni bacznie obserwując dziewczynę. Czułem zapach jej perfum.Dziwnie, że jeszcze mnie nie zauważyła...Westchnęła ściskając w dłoni swoja skórzaną torebkę.
Ciągle stałem za nią . Czekając aż w końcu się odwróci i mnie zauważy. Kim jesteś i po co tu przyjechałaś? Nie wiem jak długo czekałem z rekami w kieszeniach spodni. Zaczynało mi się chcieć powoli śmiać. W końcu nie wytrzymałem i zaśmiałem się cicho pod nosem. Cicho, lecz za głośno gdyż dziewczyna mnie usłyszała. Odwróciła się gwałtownie. Za gwałtownie gdyż dostałem przez przypadek torebką w brzuch. Zrobiłem dwa kroki do tyłu i podniosłem ręce do góry dalej się śmiejąc.
- Spokojnie, spokojnie. - powiedziałem przez śmiech - Cieszę się, że w końcu mnie zauważyłaś, ale nie musisz od razu mnie bić.
- Wybacz... wystraszyłeś mnie. - chrząknęła  po chwili poprawiając nerwowo włosy dłonią.
Skrzyżowałem ręce na piersi. Mogłem  się jej  przyjrzeć. Miała proste i niedługie rude włosy, porcelanową karnacje oraz ciemnobrązowe, duże oczy otoczone czarnymi, gęstymi rzęsami i mały nos.
- Kim jesteś i co ty tu robisz? - spytałem patrząc jak na jej bladej twarzy wyskakują rumieńce nieśmiałości. Dziewczyna podniosła na mnie swój wzrok i nerwowo przechodziła z nogi na nogę.
- Na..nazywam się Mia Evens i przysłano mnie tu ze szpitala Św. Anny na kontrole - odpowiedziała cicho  jąkając się. Spoważniałem.
- Miło mi panią poznać. Nazywam się Michael Jackson. - jestem pewny, że wiedziała jak się nazywam, lecz kultura nakazywała mi się przedstawić tak czy siak. Podszedłem do niej i wysunąłem dłoń. Uścisnęła ją lekko po czym otworzyłem furtkę przepuszczając pannę Evens pierwszą.Westchnąłem wiedząc, że to będzie długi wieczór...

Pierwsze co obejrzeliśmy to był  mini szpital dla dzieci, a potem domki, w których miałyby spać. Pokazałem Mia również wesołe miasteczko oraz  zoo. Nie dużo się odzywała. Chyba, że pytała o coś albo  miała jakieś uwagi. Zazwyczaj to ja mówiłem, a ona tylko zapisywała coś w notatniku i spoglądała na mnie od czasu do czasu. Ale... nie wiem czemu, lecz polubiłem tą kobietę. Sam nie wiem dlaczego, po prostu tak. I miałem nadzieję, że mimo tego jej milczenia ona też się do mnie przekonała.W końcu po dwóch godzinach skończyliśmy kontrolę i szliśmy  z powrotem w kierunku bramy.
- Myślę, że pomysł odnośnie wycieczki się uda. Nie widzę przeszkód by dzieci nie mogły tu spędzić niecałych dwóch dni - powiedziała w pewnym momencie rozkoszując się widokiem różnobarwnych kwiatów ułożonych w rozmaite wzory.
- Bardzo się z tego ciesze. - odpowiedziałem. Lecz cóż... było by za pięknie jak wszystko odbyłoby  się bez przeszkód i komplikacji. Nagle buum ! Spryskiwacze  wycelowały w nas i zalały mnóstwem wody. Już po kilku sekundach byliśmy cali mokrzy. Szybko uciekliśmy stamtąd prosto na mój taras.
Spojrzałem na siebie. Byłem cały mokry, lecz teraz nie było to najważniejsze. Popatrzyłem na Mie. Była cała przemoczona do suchej nitki, lecz nie była zła czy smutna tylko śmiała się cicho. Spojrzała na mnie ciemnymi, wesołymi oczami. Ja też zacząłem się śmiać. Z czego? Z całej tej sytuacji! Z naszego wyglądu i głupiego zachowania.
- My się śmiejemy, a mi zimno i jestem cała mokra, a za chwili muszę wracać do domu - powiedziała  patrząc na swoje  spodnie i bluzkę. Spoważniałem. Faktycznie było chłodno, a ona wyglądała jakby dopiero co wyszła z basenu.
- Mam pomysł. Dam Ci jakieś moje ubranie, a potem wrócisz do domu. Nawet odprowadzę Cię pod samochód. Gdzie zaparkowałaś? - spytałem wchodząc do domu, a Mia za mną.
- Ale ja nie przyjechałam samochodem tylko autobusem. - odpowiedziała.
- Więc ktoś z moich ludzi podwiezie Cię na przystanek. Za ile masz autobus?
- Za dwie godzinny...
- Świętnie zdążymy jeszcze nawet porozmawiać.

Przebrany w suche ubrania siedziałem w salonie przy kominku i czekałem na Mie. Pół godziny temu zaniosłem jej moje ubranie. Czyli spodnie oraz  koszule. Starałem się wybrać najmniejsze jakie miałem, lecz nie wiem czy i tak nie będą za duże. Czułem się trochę...dziwnie dając obcej dziewczynie moje ubrania no ale co miałem zrobić? Pozwolić jej iść na nogach 8 km do najbliższego miasteczka w chłodny wieczór? I w dodatku całej mokrej? Ktoś powie, że jestem naiwny i głupi. Ale ja nie chce mieć tej dziewczyny na sumieniu. Zresztą to były moje spryskiwacze, więc to głównie przeze mnie. To jest zwykłą pomoc...
Nagle usłyszałem kroki na schodach. Odwróciłem głowę na tamtą stronę i zakryłem usta dłonią by nie było widać, że się śmieje. W obszernej koszuli i bardzo luźnych spodniach wyglądała co najmniej śmiesznie. Zauważyła mój śmiech. Zmarszczyła czoło i podniosła głowę do góry.
- Dziękuje panu za ubranie. Odeśle je z powrotem pocztą. A teraz byłby pan tak uprzejmy i powiedział komuś z pańskiej służby  by odwiózł mnie na przystanek?- powiedziała dość cicho ale  było widać, że jest jej przykro.
- Proszę się nie obrażać - uśmiechnąłem się do niej.
- Ja się obrażam? - oburzyła się - Nie chce wyjść na niewdzięcznice, dziękuje jeszcze raz za pożyczenie mi ubrania, a teraz chce po prostu jechać do domu - wzruszyła ramionami.
- Proszę nie przyjmować mojego śmiechu jako obraza czy coś w tym stylu. Jest pani bardzo chuda , i najnormalniej w życiu te ubrania są po prostu za duże.  Niech pani usiądzie i zagrzeje się przy kominku- powiedziałem pokazując kanapę naprzeciwko mnie.
Dziewczyna spojrzała jeszcze raz na mnie nie pewnie po czym powoli usiadła na kanapie otulając się kocem. Dopiero po kilku minutach zaczęliśmy rozmawiać...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
Dziękuje za wszystkie komentarze :)
To jest serio motywujące i przede wszystkim miłe.
To serio dodaje...takiego kopa do pisania :D
Rozdział miał być dłuższy. Lecz dobrze wiem, że długich notatek nie chce się szczególnie czytać więc starałam się by był w miarę. Wiem i tak jest długi ale i tak bardzo dużo wycięłam c:
Jak minęły wam święta? Mam nadzieje, że dobrze.
Wesołego Nowego Roku !
Ps. Przepraszam za wszystkie błędy :/





                      ,,Aby patrzeć inaczej na świat, najpierw spójrz na tego człowieka w lustrze"





  
                                                       

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział II ,, A dokąd ? Do Neverlandu ! "


Kiedy słońce dopiero ujawniało się za horyzontu, odpędzając mrok i smutek ja byłem już w drodze do szpitala. Szpital Św. Anny w San Francisko to największa instytucja zajmująca się dziećmi chorymi na raka w Kalifornii. Opiekują się małymi pacjentami. Starają się stworzyć miejsce, w którym mogą się rozwijać i mieć w miarę normalne dzieciństwo.
Pacjenci spędzają czas z dziećmi tak samo chorymi jak one. Wiele, sławnych gwiazd wspomaga pieniężnie szpital. Fundują dzieciom nowe zabawki, ubrania, książki i przede wszystkim są sponsorami operacji, przeszczepów które mogą uratować im życie.
Jest to szpital, lecz bardziej przypomina wielki, luksusowy hotel. Każdy chce by te małe istotki dobrze się tam czuły i zrozumiały,że w tym miejscu też można być szczęśliwym.
Oczywiście ja również przekazuje pieniądze na szpital, funduje rozmaite rzeczy dzieciakom i nawet pozwalam odwiedzać mnie w Necerlandzie.
Sam je zapraszam. Chce by poszły do wesołego miasteczka, do sali kinowej i na przedstawienie w teatrze. Wiem, że nigdy czegoś takiego nie doświadczył wiec chce by choć raz dowiedziały się co to znaczy beztroskie dzieciństwo i zapomniały na moment o swojej chorobie.
Czy to coś złego ? Nie wydaje mi się...

Siedziałem na tylnym siedzeniu limuzyny i nerwowo wyglądałam przez okna. Nie mogłem się doczekać spotkania z dzieciakami. To takie radosne dzieci. Nie wszystkie są w tym samym wieku, lecz wszystkie uwielbiają się śmieć, a mnie to osobiście bardzo cieszy.
Była 09:00 rano. Cieszyłem się, że jest to w pewnym sensie tajny wypad.
Wszystko jest zaplanowane tak aby nie musieć uciekać przed bandą paparazzi . To jest naprawdę meczące, to ciągłe uciekanie! Lecz cóż... ktoś bardzo łaskawy dał cynk.
Za limuzyną, w której się znajdowałem jechała ochrona, a za ochroną trzy czarne minivany wypełnione po brzegi wygłodzonymi hienami z aparatami i kamerami.
Na całe szczęście nie będą mogli wszyscy wejść do szpitala. Najwyżej dwóch lub trzech dziennikarzy  i może jeden kamerzysta. Reszta będzie musiała czekać przed budynkiem.

Po kilku godzinach drogi kierowca otworzył mi drzwi . Wysiadłem zakrywając cześć twarzy kapeluszem przed zdjęciami paparazzi, którzy szybciej ode mnie wyskoczyli z samochodów.
Wszedłem do szpitala, a u progu przywitała mnie dobrze mi już znana kobieta o siwych włosach i niebieskich, wyblakłych oczach. Kiedy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się serdecznie.
- Michael! Tak się ciesze, że znowu nas odwiedziłeś - przytuliła mnie.
- Witam panią. Mi też jest bardzo miło. Dzieci jeszcze śpią? - spytałam kierując się w stronę jednej z wind. Kobieta odwróciła się na chwilę do tyłu by zerknąć na ochronę, która zamykała drzwi , uniemożliwiając innym wejście do środka. Przepuściła tylko paru dziennikarzy i tyle...
- Nie. Już dawno wstały. Na pewno ucieszą się na twój widok!

- Michael ! - krzyknęli wszyscy chórem kiedy wszedłem do sali zabaw. Dosłownie dzieciaki rzuciły się na mnie przytulając mnie mocno. Każdego po kolei pogłaskałem po głowię i pocałowałem w czoło. Było to moje zwyczajne powitanie dla nich.
- Ja również się ciesze, że was widzę. Jak się czujecie? - spytałem. Każdy chórem zaczęło mówić odnośnie swego stanu zdrowia i samopoczucia. Tak naprawdę to mało niestety zrozumiałem.
- Mam coś dla was kochani.-  Do pokoju weszła para mężczyzn trzymająca wielkie,  złote pudło.
- Mógłbym prosić nożyczki? - spytałem i miałem nadzieje, że jednak ktoś mnie usłyszał. Dzieci również zaczęły się pytać o nożyczki dla Michaela. Rozśmieszyło mnie to i ucieszyło.
Kiedy jakaś miła pani podała mi wspomnianą wyżej rzecz poprosiłem o pomoc jednego chłopca. Ten zgodził się chętnie i z moją pomocą rozpakowaliśmy pudło.
Ich mina była bezcenna, wystarczyła za milion słów. Ogromne szczęście widniało w ich oczach kiedy ujrzały konsole, gry, zabawki i mnóstwo pluszaków.
Poczułem się szczęśliwy wiedząc, że to dzięki mnie teraz się uśmiechnęły.

- Muszę z panią porozmawiać. Mam pomysł by zrobić dzieciom przyjemność. Chciałbym zorganizować dla nich wycieczkę.- zacząłem siadając na skórzanym krześle przy biurku dyrektora szpitala. Kobieta usiadła na przeciwko mnie.
- A dokąd? - spytała uśmiechając się delikatnie.
- Do Neverlandu. Proszę pani... te dzieci są cudowne, pełne życia i radości.Chciałbym dać im więcej szczęścia niż tylko przez prezenty dla nich.
- Bardzo dużo nam pan pomaga  panie Jackson - przerwała mi kobieta.
- Może i tak, lecz chciałbym jeszcze więcej im dać. Zasługują na to. Zasługują by chociaż raz przejechać się kolejka, poskakać na trampolinie czy po prostu pojeździć na karuzeli.
To są naprawdę proste i banalne rzeczy, które każde dziecko w dzieciństwie powinno doświadczyć.
Chciałbym zobaczyć tą iskierkę radości w ich oczach. Rozumie pani prawda ?- dokończyłem.
- Owszem rozumiem i jestem za tym. Ja również chciałabym by częściej się uśmiechały, miały jakieś dobre wspomnienia z dzieciństwa. Tu nie mają takiego prawdziwego..Co to za dzieciństwo kiedy musisz siedzieć zamknięty w czterech ścianach,nie możesz wyjść na dwór i musisz ciągle uważać na siebie? - westchnęła. Nic nie odpowiedziałem.
- Myślę panie Jackson, że to jest bardzo dobry i realny pomysł. Ile dni ta wycieczka miałaby trwać i ile dzieci?
- Myślę, że parę dni. Ile dzieci ? Och... jak najwięcej. Chce pomóc największej liczbie osób jakiej się da. I jak najszybciej. Ponieważ później zacznę koncertować i...
- Rozumiem. Wyśle do pana dziewczynę, która sprawdzi czy na pańskiej posiadłości są odpowiednie warunki dla dzieci. - powiedziała wstając. Również wstałem i uścisnęłam wyciągniętą przez nią dłoń.
Ucieszyłem się wiedząc, że będę mógł dać tym dzieciom trochę więcej radości nić dotychczas.

Wracając z powrotem do domu przypomniałem sobie, że nie zapytałem kiedy ma być ta kontrola.
Ehh...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
Dziękuje z komentarze i życzenia świąteczne.To bardzo miłe :)
Rozdział trochę dłuższy, ale mam nadzieje, że w miarę ciekawy. W następnym będzie się więcej dziać obiecuje C:
Nie wiem czy zauważyliście, że zmieniłam wiek bohaterów. Ponieważ nie pasował do historii.
Znaczy to jest fikcyjna opowieść i wiek, miejsca oraz czas nie muszą się zgadzać no ale... jakoś tak :)
Jeśli rozdział się podoba to proszę o komentarz :)
Ps.Przepraszam za błędy :/
Ps.2.Szpital Św.Anny to wymyślone przez zemnie miejsce - jakby coś c:
        Chyba, że szpital o takiej nazwie istnieje, a ja o tym nie wiem xd


,,Ważne, że potrafisz widzieć dobro - to kształtuje twój światopogląd "

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział I ,,To, tak właśnie to jest tym moim upragnionym miejscem na ziemi. "


Dom ...
Czym jest dom? Dla wielu to zwykły budynek, w którym mogą robić co chcą i kiedy chcą.
To swoje cztery ściany, w których mieszkają, żyją.
Ludzie zapomnieli sensu i symboliki, tego słowa...
Czym jest dla mnie dom?
Moim własnym światem? Takim...własnym enclave. Miejscem, do którego dźwięki fleszy, skandale i wszystkie przykrości nie miały wstępu. Miejscem, w którego wszelkie zło na całym świecie, ból i cierpienia znikały...zostając za czerwonymi murami Neverlandu.
Miejsce, w którym mogłem chwilę odetchnąć i zatrzymać się na jedną, krótką chwilę.
Miejsce, w którym mogłem być po prostu sobą...bez żadnej maski, za żadną zasłoną.
Miejsce harmonii i spokoju - miejsce szczęścia, mojego szczęścia.
I właśnie teraz wjechaliśmy do tego magicznego miejsca, a złota brama zamknęła się za nami.
Paparazzi nie miało tu wstępu.
I za to w głębi serca dziękowałem Bogu...naprawdę.

Wolnym krokiem wszedłem do salonu. Westchnąłem rozglądając się  po pomieszczeniu.
Odłożyłem statuetkę na szafkę wiszącą nad kominkiem .
I zdjąłem kurtkę po czym rzuciłem ją niedbale na kanapę. Włożyłem ręce do kieszeni, po czym wyprostowany wyszedłem na taras.
Powoli ze spuszczoną głową i delikatnym uśmiechem szedłem ścieżką prowadzącą do wesołego miasteczka.
W połowie drogi przystanąłem.
- Cisza...-wyszeptałem po czym zemknęłam oczy i ruszyłem wolno dalej . Okrągła tarcza księżyca rzucała urok na to miejsca i dodawała nuty tajemniczości. Zimny, delikatny wietrzyk otulał mnie ze wszystkich stron. Rozmaita, a zarazem piękna woń kwiatów powodowała uśmiech na mej twarzy.
Gwiazdy iskrzyły się na granatowym, bez chmurnym niebie.
Uwielbiałem to miejsce, znaczyło dla mnie wszystko i.... totalnie ukazywało to kim jestem. Neverland...kraina Piotrusia Pana .
Chłopca, który nigdy nie dorósł. Nie raz, nie dwa upodobniali mnie do tej postaci i była to jedyna rzecz, z którą media miały rację.
W głębi duszy czułem się małym chłopcem, dzieckiem. Może dlatego, że nigdy nie byłem dzieckiem. Odkąd pamiętam moim życiem była praca. Nie miałem dzieciństwa i teraz chciałem sobie to zrekompensować, po przez Neverland.
Kochałem to miejsce, szczerze je kochałem. Nigdy za żadne skarby świata nie chciałbym się z nim żegnać. Nie przeżyłbym tego.
To, tak właśnie to jest tym  moim upragnionym miejsce na ziemi...
Współczuje ludziom, którzy nie mogą znaleźć swojego konta, swojej drogi do szczęścia.
Życzę im jak najlepiej. Dobrze wiem, że to trudne.
Usiadłem na jednej z ławek rozkoszując się widokiem. Pięknem tego miejsca.
Złote światła rozświetlały wesołe miasteczko. Gdzieś, tam za karuzelą grała wesoła, delikatna melodia katarynki.
Siedziałem tam jeszcze długo, aż dreszcze nie przebiegły po moich plecach. Niechętnie wstałem i skierowałem  się z powrotem do domu.
Wziąłem kąpiel, zjadłem kolacja przygotowaną przez moją ulubioną kucharkę. Przemiła kobieta...
I położyłem się spać.
Kiedyś, kiedy miałem mniej lat niż teraz  miałem w zwyczaju leżąc przy zgaszonym świetle w łóżku. Wpatrzony w okno i snując marzenia i plany na przyszłość .
Lecz teraz kiedy ma 23 lata to... w sumie to nie. Wcale z tego nie wyrosłem.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
O to pierwszy rozdział. W sumie to dzieje się tu wszystko i nic c:
W następnym rozdziale obiecuje, że zacznie się akcja :)
Mam nadzieje , że rozdział się spodoba.
DZIĘKUJE ZA KOMENTARZE <3
Dziękuje, za rade z tymi kropkami,przecinkami. Zawsze tak pisałam i nie wiedziałam, że robię błąd.
Lecz teraz wiem i staram się już tego nie robić. Jeśli gdzieś, w jakimś zdaniu zdarzył się to przepraszam.
Ps. Przepraszam za błędy :/

                                       WESOŁYCH ŚWIĄT C:


Każdy już czym prędzej bieży,
by dołączyć do pasterzy.
I ja spieszę z życzeniami,
bo nie mogę być tam z Wami.
Zdrowia, szczęścia, pomyślności
i niech dobro wśród Was gości.
I niech Boga wielka moc
na Was spłynie w świętą noc.

piątek, 19 grudnia 2014

Prolog




Błysk aparatu  , krzyki ludzi , dźwięk fleszy .
Ogłuszało mnie to wszystko . Przyłożyłem dłoń do czoła i przymrużyłem oczy , pochylając się by nie robili mi zdjęć . Żeby jak najszybciej dotrzeć do limuzyny , jak najszybciej do samochodu ...
- Cofnąć się ! - krzyknął jeden z ochroniarzy  ze mną .
- Nie robić zdjęć ! - krzyknął inny , lecz mało to obchodziło paparazzi .  Robili swoje nie zważając na prośby , rozkazy , a nawet groźny . Osaczyli mnie ze wszystkich stron , oślepiając fleszem od aparatu. Cofnąłem się gwałtownie do tyłu podnosząc ręce do twarzy .
- Do tyłu mówię ! - ponownie ktoś krzyknął .  Po czułem lekkie popchniecie do przodu i szybko , prawie biegiem wszedłem do limuzyny czekającej przed filharmonią  Filadelfijską .
Drzwi zamknęły się , a kierowca ruszył gwałtownie . Przez zaciemnione szyby widziałem jak Paparazzi ze wszystkich sił , próbują podejść do limuzyny , ale nie pozwolono im na to .
Westchnąłem z ulgą ...
Ścisnąłem mocniej statuetka w prawej dłoni i uśmiechnąłem się delikatnie ,
,,The best singer of the decade"
Czemu mnie to nie cieszy jak dawniej ?
Nagle przed oczami migło białe światło , a raczej poblask . Spojrzałem przez szybę i zmarszczyłem czoło kiedy czarny van zbliżył się niebezpiecznie do limuzyny .
Ten człowiek to  szaleniec !  pomyślałem i zaczęłam wiercić się , jak to zazwyczaj kiedy byłem zdenerwowany . Przez otwarte szyby vana wystawały 6 głów  paparazzi próbujących zrobić mi zdjęcie , Westchnąłem zrezygnowany i przesunąłem  się pod przeciwną szybę  .
Po chwili usłyszałem sygnał policji i van zniknął . Nagle ...
Za limuzyną , ciągnął się sznur innych samochodów  , w których była ochrona , policja , paparazzi i media . Przez szybę w dachu spostrzegłem latające nad nami  helikoptery  , rozświetlające noc reflektorami .
Ponownie westchnąłem ...
Tak było zawsze ...
Nie ważnie gdzie byłem , czy gdzie jechałem .
Od rozdania grami , do zwykłego wyjścia do sklepu.
W pewnym , maleńkim stopniu rozumiałem ich... a z drugiej nie widziałem w nich ludzi .
Pogoń za sensacją , pieniędzy i sława ... Kiedy nie mają co pisać , wymyślają skandale na mój temat . I nie tylko na mój . Nigdy nie dawali mi spokoju  i nie dadzą .
A z drugiej ... oni również są mężami , ojcami i synami . Mają swoje rodziny , które trzeba wykarmić . Zapewnić im bezpieczny , ciepły kąt . A maltretowanie psychiczne to ich zawód .
Oparłem głowę o skórzaną narzutę siedzenia i  wyjrzałem za okno .
Chociaż raz chciałbym zobaczyć , kiedy wyglądam przez okno kogoś innego niż mnie . Michaela Jacksona ...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry  .
Prolog... no nie jest to do końca prolog ponieważ jest długi :/ A prologi są zazwyczaj krótkie  xd .
No ale kiedy zaczynam pisać to nie mogę przestać i wg C:
Mam nadzieje , że wam się podoba . Jeśli tak to napiszcie w komentarzach co myślicie .
A jeśli nie , to walcie śmiało . Tylko szczera , krytyka ma znaczenie...
Miłego wieczoru .
Ps . Przepraszam za błędy :/
,, Co jest gorsze od poczucia samotności ? Myśl , że nikt Ci nie pomoże jej pokonać "

środa, 17 grudnia 2014

Wstęp .

,, Żyjący w blasku sceny...
Podziwiany przez miliony ...
Stał się legendą , a każda legenda opowiada
o podboju i wolności . 
Zdobył świat , został królem ...
Lecz czasem los jest okrutny ...
Kieruje się prostą zasadą :
- Dać życie , ale szczęście ukraść .
Daję majątek , bogactwo , uwielbienie 
oraz samotność ... "

Krótki wstęp . 
Nie , nie jest to jeszcze prolog ... tylko jakby zwiastun ? Tak , coś w tym sensie :) 
Mam nadzieje , że zachęcił   . 
Za niedługo Bohaterowie i Prolog . 

Autor . 

Dzień Dobry .


Witam .
Chciałam was gorąco zaprosić na opowiadanie , fikcyjne opowiadanie o MJ .
Będzie ono inne niż te , które dotychczas czytałam .
Będzie ono pisane z perspektywy Michaela ( zazwyczaj )
Szczerze .. to wydaje mi się , że każde opowiadanie jest inne gdyż każde jest pisane przez inną osobę. Każdy autor chce przekazać czytelnikom własny pogląd na pewne tematy . Każdy autor chce ukazać przez słowa , uczucia  którymi chce się podzielić z czytelnikiem by on też poczuł to co on  . Ja też również tego chce  . Chce podzielić się z wami moim pomysłem , moi uczuciami względem Króla Popu .
Wiem ... zeszłam z tematu .
Chciałam napisać fikcyjne opowiadanie o MJ . Nie wiem czy się spodoba , przyjmie ... to zależny tylko od was . Lubię pisać , lubię pokazywać historie , które wymyśliłam , a później przelewać  na papier .
Kocham MJ i postanowiłam napisać o nim opowiadanie by pokazać jak ja to czuje ...
Gorąco was zapraszam do czytania .
Bohaterowie i prolog już wkrótce .


Autor .