środa, 24 grudnia 2014
Rozdział II ,, A dokąd ? Do Neverlandu ! "
Kiedy słońce dopiero ujawniało się za horyzontu, odpędzając mrok i smutek ja byłem już w drodze do szpitala. Szpital Św. Anny w San Francisko to największa instytucja zajmująca się dziećmi chorymi na raka w Kalifornii. Opiekują się małymi pacjentami. Starają się stworzyć miejsce, w którym mogą się rozwijać i mieć w miarę normalne dzieciństwo.
Pacjenci spędzają czas z dziećmi tak samo chorymi jak one. Wiele, sławnych gwiazd wspomaga pieniężnie szpital. Fundują dzieciom nowe zabawki, ubrania, książki i przede wszystkim są sponsorami operacji, przeszczepów które mogą uratować im życie.
Jest to szpital, lecz bardziej przypomina wielki, luksusowy hotel. Każdy chce by te małe istotki dobrze się tam czuły i zrozumiały,że w tym miejscu też można być szczęśliwym.
Oczywiście ja również przekazuje pieniądze na szpital, funduje rozmaite rzeczy dzieciakom i nawet pozwalam odwiedzać mnie w Necerlandzie.
Sam je zapraszam. Chce by poszły do wesołego miasteczka, do sali kinowej i na przedstawienie w teatrze. Wiem, że nigdy czegoś takiego nie doświadczył wiec chce by choć raz dowiedziały się co to znaczy beztroskie dzieciństwo i zapomniały na moment o swojej chorobie.
Czy to coś złego ? Nie wydaje mi się...
Siedziałem na tylnym siedzeniu limuzyny i nerwowo wyglądałam przez okna. Nie mogłem się doczekać spotkania z dzieciakami. To takie radosne dzieci. Nie wszystkie są w tym samym wieku, lecz wszystkie uwielbiają się śmieć, a mnie to osobiście bardzo cieszy.
Była 09:00 rano. Cieszyłem się, że jest to w pewnym sensie tajny wypad.
Wszystko jest zaplanowane tak aby nie musieć uciekać przed bandą paparazzi . To jest naprawdę meczące, to ciągłe uciekanie! Lecz cóż... ktoś bardzo łaskawy dał cynk.
Za limuzyną, w której się znajdowałem jechała ochrona, a za ochroną trzy czarne minivany wypełnione po brzegi wygłodzonymi hienami z aparatami i kamerami.
Na całe szczęście nie będą mogli wszyscy wejść do szpitala. Najwyżej dwóch lub trzech dziennikarzy i może jeden kamerzysta. Reszta będzie musiała czekać przed budynkiem.
Po kilku godzinach drogi kierowca otworzył mi drzwi . Wysiadłem zakrywając cześć twarzy kapeluszem przed zdjęciami paparazzi, którzy szybciej ode mnie wyskoczyli z samochodów.
Wszedłem do szpitala, a u progu przywitała mnie dobrze mi już znana kobieta o siwych włosach i niebieskich, wyblakłych oczach. Kiedy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się serdecznie.
- Michael! Tak się ciesze, że znowu nas odwiedziłeś - przytuliła mnie.
- Witam panią. Mi też jest bardzo miło. Dzieci jeszcze śpią? - spytałam kierując się w stronę jednej z wind. Kobieta odwróciła się na chwilę do tyłu by zerknąć na ochronę, która zamykała drzwi , uniemożliwiając innym wejście do środka. Przepuściła tylko paru dziennikarzy i tyle...
- Nie. Już dawno wstały. Na pewno ucieszą się na twój widok!
- Michael ! - krzyknęli wszyscy chórem kiedy wszedłem do sali zabaw. Dosłownie dzieciaki rzuciły się na mnie przytulając mnie mocno. Każdego po kolei pogłaskałem po głowię i pocałowałem w czoło. Było to moje zwyczajne powitanie dla nich.
- Ja również się ciesze, że was widzę. Jak się czujecie? - spytałem. Każdy chórem zaczęło mówić odnośnie swego stanu zdrowia i samopoczucia. Tak naprawdę to mało niestety zrozumiałem.
- Mam coś dla was kochani.- Do pokoju weszła para mężczyzn trzymająca wielkie, złote pudło.
- Mógłbym prosić nożyczki? - spytałem i miałem nadzieje, że jednak ktoś mnie usłyszał. Dzieci również zaczęły się pytać o nożyczki dla Michaela. Rozśmieszyło mnie to i ucieszyło.
Kiedy jakaś miła pani podała mi wspomnianą wyżej rzecz poprosiłem o pomoc jednego chłopca. Ten zgodził się chętnie i z moją pomocą rozpakowaliśmy pudło.
Ich mina była bezcenna, wystarczyła za milion słów. Ogromne szczęście widniało w ich oczach kiedy ujrzały konsole, gry, zabawki i mnóstwo pluszaków.
Poczułem się szczęśliwy wiedząc, że to dzięki mnie teraz się uśmiechnęły.
- Muszę z panią porozmawiać. Mam pomysł by zrobić dzieciom przyjemność. Chciałbym zorganizować dla nich wycieczkę.- zacząłem siadając na skórzanym krześle przy biurku dyrektora szpitala. Kobieta usiadła na przeciwko mnie.
- A dokąd? - spytała uśmiechając się delikatnie.
- Do Neverlandu. Proszę pani... te dzieci są cudowne, pełne życia i radości.Chciałbym dać im więcej szczęścia niż tylko przez prezenty dla nich.
- Bardzo dużo nam pan pomaga panie Jackson - przerwała mi kobieta.
- Może i tak, lecz chciałbym jeszcze więcej im dać. Zasługują na to. Zasługują by chociaż raz przejechać się kolejka, poskakać na trampolinie czy po prostu pojeździć na karuzeli.
To są naprawdę proste i banalne rzeczy, które każde dziecko w dzieciństwie powinno doświadczyć.
Chciałbym zobaczyć tą iskierkę radości w ich oczach. Rozumie pani prawda ?- dokończyłem.
- Owszem rozumiem i jestem za tym. Ja również chciałabym by częściej się uśmiechały, miały jakieś dobre wspomnienia z dzieciństwa. Tu nie mają takiego prawdziwego..Co to za dzieciństwo kiedy musisz siedzieć zamknięty w czterech ścianach,nie możesz wyjść na dwór i musisz ciągle uważać na siebie? - westchnęła. Nic nie odpowiedziałem.
- Myślę panie Jackson, że to jest bardzo dobry i realny pomysł. Ile dni ta wycieczka miałaby trwać i ile dzieci?
- Myślę, że parę dni. Ile dzieci ? Och... jak najwięcej. Chce pomóc największej liczbie osób jakiej się da. I jak najszybciej. Ponieważ później zacznę koncertować i...
- Rozumiem. Wyśle do pana dziewczynę, która sprawdzi czy na pańskiej posiadłości są odpowiednie warunki dla dzieci. - powiedziała wstając. Również wstałem i uścisnęłam wyciągniętą przez nią dłoń.
Ucieszyłem się wiedząc, że będę mógł dać tym dzieciom trochę więcej radości nić dotychczas.
Wracając z powrotem do domu przypomniałem sobie, że nie zapytałem kiedy ma być ta kontrola.
Ehh...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
Dziękuje z komentarze i życzenia świąteczne.To bardzo miłe :)
Rozdział trochę dłuższy, ale mam nadzieje, że w miarę ciekawy. W następnym będzie się więcej dziać obiecuje C:
Nie wiem czy zauważyliście, że zmieniłam wiek bohaterów. Ponieważ nie pasował do historii.
Znaczy to jest fikcyjna opowieść i wiek, miejsca oraz czas nie muszą się zgadzać no ale... jakoś tak :)
Jeśli rozdział się podoba to proszę o komentarz :)
Ps.Przepraszam za błędy :/
Ps.2.Szpital Św.Anny to wymyślone przez zemnie miejsce - jakby coś c:
Chyba, że szpital o takiej nazwie istnieje, a ja o tym nie wiem xd
,,Ważne, że potrafisz widzieć dobro - to kształtuje twój światopogląd "
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
yay! :DD fajne :DD super opisane dobro Michaela :D wczułaś się :D
OdpowiedzUsuńa błędy .. e tam mało ich poza tym nie nic sie nie dzieje xD
noomm <3 czekam na więcej i więcej i więcej xDDD
Świetny rozdział! Dopiero co trafilam na Twojego bloga i musze przyznac, ze bede czestym gosciem ������ Z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial. A tak przy okazji Wesolych Swiat! ������
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam oba rozdziały i będę czytać kolejne regularnie. Nie mogę się doczekać następnego wpisu! Dodałam Twój blog do polecanych na swoim, ponieważ intryguje mnie Twoja praca i chcę czytać to, co stworzysz :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie, Paulina
Fajny rozdział. Naprawdę ciekawie opisujesz te wszystkie zdarzenia. Intryguje mnie, co to za dziewczyna... :) Już nie mogę się doczekać :D Czekam na kolejną notkę!
OdpowiedzUsuńAga
W zasadzie jedyne do czego mogę sie przyczepić to za mała czcionka ;) Trochę źle mi się czytało. Ale poza tym jest OK! Czekam na rozwinięcie akcji ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Notka, super, bardzo lubię tego bloga, i z miłą chęcią będę go czytał.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny, i pozdrawiam.
Michael
<3 <3 Super naprawdę, genialne *-*
OdpowiedzUsuń