piątek, 30 stycznia 2015

VII ,, Tylko w marzeniach, człowiek jest naprawdę wolny "

,, Zawsze jesteśmy dziećmi, na zawsze i bezwzględnie na wszystko. Tylko czasem udajemy dorosłych by coś komuś udowodnić lub spełnić czyjeś wymagania. Bo w końcu...młodość nie jest etapem życia, tylko stanem ducha prawda? 
Dzieciństwo jest jak banka mydlana. Piękna, wolna ale zarówno szybko znika, pęka...
Dzieciństwo jest jak gra. Chcesz ją jak najszybciej przejść, a potem  żałujesz, że tak szybko się skończyła...
Chciałbym to czuć. Chciałbym to mieć. Chciałbym wiedzieć, jak to jest być dzieckiem. 
Kiedy nikt od ciebie niczego nie wymaga, kiedy wiesz, że tak po prostu możesz wyjść na boisko i pograć w piłkę z chłopakami. Kiedy tak naprawdę żyjesz...
Podobno dzieciństwo to najlepszy okres w życiu człowieka. Ja go nie znam. 
Często siedziałem na parapecie okna, w studiu i obserwowałem. Obserwowałem dzieciaki, grające  w piłkę, koszykówkę i rugby. Marzyłem by do nich dołączyć. Chciałem krzyknąć ,, Podaj!".
Mówili mi, że jestem inny, i dlatego robię inne rzeczy niż dzieciaki w moim wieku. 
Kiedy oni bawili się w najlepsze, śmieli i żartowali, ja siedziałem w studiu. Pracując nad nową płytą, układem czy dźwiękiem. Czy im zazdrościłem? Możliwe. Czy było mi przykro? Tak. 
Nie miałam przyjaciół. Jedynie moje rodzeństwo. Kochałem ich, lecz często brakowało mi kogoś zewnątrz. Po prostu kumpla, przyjaciela, z którym mógłbym wyjść do kina w sobotę, pojeździć na rowerze czy zwyczajnie poszwendać się tu i z powrotem. Jednak, w moim życiu byli obecni tylko dorośli. Tak czasem już bywa...
Wydaje mi się, że gdyby nie miłość jaką  nasza matka nam dawała to nie bylibyśmy tymi ludźmi jakimi jesteśmy. A szczególnie ja...traktowała mnie ze specjalną troską. Czasem wydawało mi się, że lepiej mnie rozumie niż ja sam. Może dlatego, że nie miałam przyjaciół i  normalnego dzieciństwa. Może właśnie dlatego starała się mi to zrekompensować przez miłość. 
Nie winiłem jej za nic. Raczej dziękowałem za to, że odkryła mój talent. Często nam wszystkim powtarzała, że to co umiemy i robimy  to dar od Boga. Więc musimy go wykorzystać, lecz  wyłącznie w dobrych zamiarach. 
Ojca też kochałem...Czasem, na sam jego widok mdlałem. Kiedy siadał na fotelu, z pasem w dłoni i obserwował jak tańczymy, gramy i śpiewamy. A za każdą pomyłkę karał surowo, lecz był geniuszem. Jak by nie on i jego determinacje nie byłbym tym kim jestem. I nie mówię tylko o mojej sławie i karierze. Mówię też o charakterze. Przez to, że bił nas mocno, ja nie jestem w stanie dać nawet klapsa. Przez jego surowość i ostrość, ja staram się dać jak najwięcej współczucia.  
Jestem jego przeciwieństwem. Ale i tak go kocham, lecz nie mógłbym znieś myśli, że mógłbym być jak on, że mógłbym kogoś skrzywdzić, uderzyć.
Ja... "

Otworzyłem oczy. Moja klatka piersiowa opadała i unosiła się szybko. Przyłożyłem ramie do gorącego czoła i próbowałem unormować oddech. Moją głowę zalał potok wspomnień. Kątem oka spojrzałem na zegarek. Piąta rano...Wstałem powoli, a moje ciało drżało. Od pewnego czasu, to był mój normalny stan po przebudzeniu.
 Co się zemną dzieje? Poszedłem do łazienki, z nadzieją, że zimna fala zgasi tą gorącą, dryfującą w mojej głowie. Myliłem się. Zaczęło się we mnie jeszcze bardziej gotować. Mój mózg nie chciał zapomnieć tego dziwnego snu. Resetował go w kółko, w kółko i jeszcze raz w kółko. Zacisnąłem mocno powieki z bólu, lecz nie  fizycznego. Z bólu wspomnień, przeżyć, które myślałem, że są już za mną. Dlaczego...te sny ?
To pytanie kłębiło się we mnie i narastało z coraz większą siłą. Założyłem szlafrok i wyjrzałem przez drzwi balkonowe mojej sypialni. Padało.
Miałem wielką ochotę, z kimś porozmawiać. Opowiedzieć o moim śnie, lecz nie chciałem nikogo budzić. Wyszedłem z sypialni i skierowałem się w stronę kuchni. Zapaliłem światło i przystanąłem w futrynie. Oparłem głowę o ścianę. Była zimna, a ja potrzebowałem ochłodzenia.
Po krótkiej chwili, kiedy ściana zrobiła się ciepła, przestała mi wystarczać. Nalałem do kubka wodę, i przysunąłem go do ust. Przymknąłem oczy, kiedy zimny płyn wypełniał mnie od środka, dając chwilowe ukojenie. Odłożyłem kubek i przeczesałem włosy dłoniom. Usiadłem na pobliskim krześle i oparłem głowę o rękę. Cisza otaczała mnie ze wszystkich stron, a blade światło wprowadzało w melancholie. Cóż...wspomnienia wracają, czy tego chcesz czy nie.

Sadness had been
Close as my next of kin
The happy came on day...



W pewnym momencie zacząłem nucić jakieś przypadkowe słowa, które sama wyrwały się z mojego gardła.


Chased my blues away...

Po woli chwyciłem kartkę i długopis i zacząłem je zapisywać.

Sadness had been
Close as my next of kin
The happy came on day
Chased my blues away

My life began when happy smiled
Sweet like candy to a child
Stay here and love me just a while
Let sadness see what happy does
Let happy be where sadness was


Zapisałem ostatni wers i ... zrozumiałem, że właśnie napisałem piosenkę. Chwyciłem kartkę w dłoń i przesunąłem po niej wzrokiem. Pobiegłem do sali, w której stał fortepian. Zamknąłem za sobą drzwi. Była to wielka sala, przyozdobiona zaledwie samymi obrazami i zasłonami w oknach. Na środku stał biały fortepian. Usiadłem na podnóżku. Powoli przejechałem palcami po klawiszach, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Delikatna melodia wypełniła to pomieszczenie, a ja westchnąłem ciężko. Muzyka, jest moim światem, lekiem na problemy... Zaczęłam nucić kolejne wersy, nie wiedząc , że ktoś mnie obserwuje...

- O której mają przyjechać? - zapytała moja matka popijając herbatę. Siedzieliśmy na werandzie.  Mówiąc my mam na myśli mnie, moja matkę i La Toye. Mimo, że rano było pochmurnie i deszczowe, to już o 09;00 wyszło słońce i wszystko dookoła znów nabrało kolorów.
- Za niedługo. Gdzie cała reszta ? - odpowiedziałem i zapytałem jednocześnie.
- Janet i Rebbie pojechały na zakupy. Marlon, Jackie i tata są w salonie i oglądają jakiś mecz, a reszta...właściwie nie wiem gdzie są. - wzruszyła ramionami La Toya i oparła się wygodnie o ławkę.
Mimo, że moja cała rodzinna przyjechała to jakoś nie miałem dla nich za wiele czasu. Zwłaszcza teraz, kiedy miały przyjechać dzieci.
- Właściwie, ile dni jeszcze zostaniecie? - spytałem.
- Już się chcesz nas pozbyć? - zażartowała moja siostra.
- Oczywiście, że nie. Tylko chce wiedzieć, czy mam zrobić większe zakupy, czy też nie. - puściłem do niej oczko.
- Nie długo synu. Po jutrze już wyjeżdżamy. Chcielibyśmy zostać na dłużej, ale wiemy, że musisz się przygotować przed koncertami - zakończyła z lekkim uśmiechem. W jednej chwili zrobiło mi się trochę smutno. Gdyż dzieci i rodzinna wyjada tego samego dnia i zostanę sam.
Nagle do moich uszów dobiegły wrzaski dzieci. Poderwałem się gwałtownie z miejsca, kiedy pod zegar zrobiony z kwiatów podjechały dwie woźnice z gromadką dzieciaków. Małymi i dużymi, ciemnymi i jasnymi, chłopcami i dziewczynkami.
- Przyjechały...- oznajmiłem i poszedłem w ich stronę. Dzieciaki wysiadły po kolei z powozu i podbiegły do mnie.
- Michael ! - krzyknęły.
- Hej! -  Maluchy przytuliły mnie. Każdy po kolei. Było ich około 20.  Odwzajemniłem ten miły gest. Po chwili wyprostowałem się i gdzieś w tym tłumie dostrzegłem  rudą kępę włosów. Uśmiechnąłem się pod nosem...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
Dziękuje za wszystkie komentarze :)
Jak tam u was? Ferie dopiero się zaczynają , czy właśnie się kończą ?
Podoba wam się rozdział? Wiem, że krótki, ale musiałam przerwać w takim momencie, aby kolejny był ciekawsze.
Ps. Przepraszam za  wszystkie błędy :/
Do widzenia.


        ,, Zerkam na ciebie i uśmiecham się czule. Ty do mnie też, zgrany z nas duet. "             

wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział VI ,,Są takie osoby, za którymi tęsknisz mocniej z każdym oddechem"

Ten rozdział ze specjalną dedykacją dla mojej najwierniejszej przyjaciółki, która zawsze umie poprawić mi humor. Napisałam ten rozdział tak szybko, ponieważ nie chce by nudziło ci się samej, z grypą w te długie, zimowe wieczory c:
Pozdrowienie dla ciebie :)
Autorka


Spojrzałem na Mie. Z jej twarzy odpłynęły wszelkie kolory,a wargi rozchyliły się odrobinę. Chyba chciała coś powiedzieć, lecz szybko się rozmyśliła i zakryła usta dłonią. Ciągle trzymałem swoje ręce na jej biodrach i obmyślałem pretekst czemu to robię. W prawdę nie uwierzą, znam ich. Przez chwilę byłem zakłopotany, nie wiedziałam co powiedzieć. Moja rodzinna zerkała po sobie, tłumiąc wścibski uśmiech. Po kilku sekundach powróciło logiczne myślenie. Opuściłem ręce i odsunęłam się krok od rudowłosej.
- Chyba...powinnaś już jechać. - zaproponowałem. Dziewczyna spojrzała na mnie brązowymi, oczami, w których widniało zakłopotanie. Przełknęła ślinę i przytaknęła ruchem głowy.
- Też mi się tak zdaję. Do widzenia Michael - szepnęła wsiadając do auta. Odsunąłem się na bok obserwując jak odjeżdża. Podniosłem głowę i uśmiechnąłem się podchodząc do samochodu, z którego po kolei wysiedli rodzice, a za nimi reszta rodzeństwa.
Czułem się nieswój. Lekko z krępowany. Nie chciałem by zobaczyli mnie w takiej sytuacji. Chociaż wiedziałam, że jestem dorosły i  nic takiego nie zrobiłem to jednak... tak, skrępowany to chyba dobre określenie.
- Miło cię widzieć synu - podeszła do mnie kobieta z figlarny błyskiem w oku. Oho...
- Mi ciebie też mamo - uściskałem ją z uśmiechem na ustach. Chociaż słabym, to prawdziwym.
- Michael...- podszedł do mnie średniego wzrostu mężczyzna. Około czterdziestki. Był ubrany w czarny garnitur i granatową koszule pod spodem. Nic się nie zmienił od ostatniego razu.
- Witaj tato. - powiedziałem i również objąłem go ramionami. Odwzajemnił ten miły, lecz krótki gest. - wejdźcie proszę.
- Porozmawiamy, mamy o czym. - puściła oczko Janet, a potem zaczęły chichotać razem z Rebbi.
Potarłem się dłonią o kark. Już to mówiłem, ale powtórzę jeszcze raz. Oho...

Kucharka przyniosła tace z ciastkami i herbatą dla gości.Wszyscy ulokowaliśmy się w salonie. Wpatrywałem się w ogień, jarzący się w kominku. Obecni tu goście rozmawiali, śmiali się. Od czasu do czasu wtrącałem się do rozmowy, lecz zazwyczaj siedziałem cicho i tylko słuchałem. Nie jestem zbyt rozmowną osobą, wbrew pozorom. Dziwiłem się czemu jeszcze nie zapytali o Mie. Było mi to na rękę, Naprawdę wolałbym o tym nie mówić, lecz to raczej nierealne znając Janet. Prędzej czy później poruszy ten temat, a jeśli nie ona, to ktoś inny. I właśnie tak też się stało.
- A więc - moja mama usiadła na fotelu naprzeciwko mnie. - kim była ta rudowłosa dziewczyna?
Nagle zapadła cisza, tylko ledwo słyszalne szepty i cichy chichot La Toye.
Spojrzałem na nią, a potem na mamę. Uśmiechnąłem się blado.
- Moja znajoma. - odpowiedziałem prawdę.
- Znajoma? - podniosła brew seniorka rodu.
- Nie wyglądaliście na parę znajomych - stwierdził Jacki'e i wymienił z Jaremie porozumiewawcze spojrzenie. Pokręciłem głową biorąc łyk herbaty.
- Zapewniam was, że tak jest - upewniłem odkładając kubek na stolik.- znamy się dopiero parę dni i...
- Parę dni? I już ją obejmujesz? - przerwała mi Janet, unosząc brwi ku górze.
- Potknęła się. Złapałem ją w ostatniej chwili by nie upadła. Czy to coś złego? - rozłożyłem bezradnie ręce, trochę zażenowany.
- Oczywiście, że nie Mike - uśmiechnęła się ponownie moja matka.Uwielbiałem jak mówią do mnie Mike, a zwłaszcza mają rodzina. Ale najlepiej brzmiało to w ustach mojej matki. Tak uroczo i zabawnie.- Chce tylko być obecna w twoim życiu. Chciałabym wiedzieć, że masz dziewczyny i się z nią spotykasz, że jesteś z nią szczęśliwy i się kochacie.
- Jesteś obecna w moim życiu i zawsze będziesz mamo. Wszyscy jesteście. Mia to moja znajoma. Nie łączy nas jakaś specjalna wieź, ani nie darze ją wyjątkowym uczuciem. Jeśli kiedykolwiek to nastanie powiem wam, ale jeszcze nie teraz. - zakończyłem. Chociaż... ostatnio złapałem się sam na tym, że o niej myślę. I to dość często. Najczęściej myślę o jej oczach i dołeczkach w policzkach kiedy się śmieję. To urocze.
O kurde...

Za oknem zaczęło się ściemniać. Niebo było zachmurzone, więc nie liczyłem, że zobaczę jakieś gwiazdozbiory czy jakiegokolwiek gwiazdy, ani nawet księżyc. Stałem z rękami w kieszeni, oparty czołem o szybę w oknie. Ciągle byłem w salonie. Parę lampek oświetlało pomieszczenie, lecz nie dało rady objąć całego, tak ogromnego pokoju. Płomień dale palił się w kominku, rzucając czerwony poblask na kanapę i fotele. Przytulnie...
Ehh...znowu o niej myślę...
Przecież nawet mnie nie pociąga. W porządku, jest całkiem ładna i sympatyczna, ale ja jej prawie nie znam. Ona mnie zresztą też...
Dziwne uczucia przepełniło mnie od środka. A jednak, można tesknić za osobą, której się nawet nie zna.
Chwilę... czy ja powiedziałem ,, tęsknić "?
Tęsknie za nią? Tęsknie za Mia? Nie...Tak...Może...Nie wiem.
Lubię jej szczerość i nieśmiałość, która w jej wykonaniu jest urocza.
Biję od niej szczerość, a kiedy ją widzę to automatycznie się uśmiecham, ale...
Nie. To niemożliwe. Jestem osobą  pozytywną, wierzę że wszystko może się zdarzyć, nawet miłość od pierwszego wejrzenia, ale...mnie?
Zmarszczyłem czoło i opuściłem głowę.
- Jeszcze nie śpisz? Jest już późno...- zerknąłem na schody. Na środku stał Joe Jackson. Mój ojciec.  Spojrzałem na zegarek. Było już grubo po jedenastej.
- Za chwilę się położę. - oświadczyłem. Najpierw muszę coś zrobić...
- Dobra. Tylko, żeby ta chwila nie przedłużyła się w godzinę, ewentualnie dwie.- rzekł, po czym wszedł po schodach na górę. W ciszy usłyszałem zamykanie drzwi. Usiadłem na kanapie i wyjąłem telefon. Odruchowo rozejrzałem się dookoła. Jedynie za oknem, po ogrodzie spacerował ochroniarz z latarką.
Zadzwonić? Nie zadzwonić? Obudzę ją...może wysłać sms? Tak. Wyśle sms.
,, Śpisz ? " - napisałem. Po chwili usłyszałem ciche pykanie w kieszeni.
,, Już nie. Coś się stało? " - spytała.
,, W sumie...to nic. " - odpowiedz nie do końca prawdziwa.
,, Jak tam rozmowa z rodziną, wszystko ok ?"
,, Tak. Myśleli, że jesteśmy razem, ale wyjaśniłem sprawę. Emm...Przepraszam za to całe zamieszanie. Postawiłem cie pod murem..."
,, Nieprawda. To nie twoja wina "
,, Chciałbym się z tobą spotkać i pogadać " uśmiechnąłem się pod nosem.
,, Jutro przyjadą podopieczni ze szpitala. Będę ich opiekunką, więc i tak się spotkamy :) " odpisała. Rozchyliłem szerzej usta. Tak...sam z siebie.
,, To wspaniale. Do zobaczenia "
,, Do zobaczenia c: "
Na tym zakończyliśmy naszą rozmowę. W końcu ogień w kominku zaczął przygasać, idealny znak by iść spać. Wziąłem prysznic, położyłem się i leżałem.
Po raz koleiny zatopiłem się w marzeniach, wspomnieniach. O tym co było, jest i będzie. Co chciałbym i  co mam, a czego nie miałem kiedyś. Myśląc tak nawet nie wiek kiedy pogrążyłem się w ciemności...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
Dziękuje wszystkim za komentarze :)
Rozdział szybciej niż zwykle. Z jednej strony dlatego, że chciałam poprawić humor mojej przyjaciółce, a z drugiej to dzięki waszym komentarzom. Takim pozytywnym i ciepłym <3
Mam nadzieje, że rozdział was się spodoba. Chciałabym poznać waszą opinie. Jest tu szczerze...wszystko i nic :c Jak dla mnie...
Chciałam tu upchać wiele rzeczy, a w końcu to nie ma sensu Xd
Obiecuję, że następny będzie lepszy c:
Ps. Przepraszam za błędy :/
Do widzenia c:

                                      ,, I tęsknisz za kimś, kto nawet nie był twój "

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział V ,,Scena jest moim domem. Dom jest moim schronieniem. Ale kim jesteś ty...jeszcze nie wiem"


,, Słyszałem ciche odgłosy, jakby kroki. Wolne, ciche i nie pewne. Skuliłem się bardziej przyciągając kolana pod brodę. Oddech przyspieszył, a serce zaczęło walić niemiłosiernie. Bałem się, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Mój mózg dosłownie krzyczał o ucieczkę, a ja jak najbardziej popierałem ten pomysł. Strach, że drzwi szafy otworzą się gwałtownie i mnie znajdzie doprowadzał mnie do paniki.  Nie, proszę. Tak bardzo nie chce tam jechać, chce ten jeden raz zostać w domu, a nie iść do pracy. Czy o tak wiele proszę? Czy to tak bardzo nierealne? 
Wiem, że sam robię sobie kłopoty chowając się w tutaj. Tylko pogarszam sytuacje, lecz tak bardzo nie mogę, tak bardzo nie chce! Jeden raz... proszę tylko jeden raz chce mieć normalny dzień.
- Michael? - delikatny, cichy głos dobiegł do moich uszów z końca pokoju. Podniosłem głowę i zerknąłem przez nie wielką szparę miedzy drzwiczkami.
- Mama? - spytałem cieniutkim głosikiem. Kobieta podeszła do mojej kryjówki i otworzyła drzwi. Spojrzała na małego, bezbronnego chłopczyka wtulonego w płaszcze na dnie szafy. Westchnęła. Kleknęła przy syny i ujęła jego małą, dziecięcą dłoń w swoje.
- Nie możesz się tutaj chować.- powiedziała spoglądając na niego swoimi łagodnymi, przepełnionymi troską i miłością oczami.
- Mamo...ja nie chce tam iść. Pozwól mi proszę zostać tutaj...- poprosiłem i potarłem brzegiem drugiej dłoni zaczerwieniony nos.
- Nie mogę Michael. - uśmiechnęła się blado. Spuściłem wzrok by nie zauważyła, że jest on pełny rozpaczy i żalu. - Wiem, że chciałbyś usłyszeć inną odpowiedz, lecz zrozum, że to nie osiągalne. Nie możesz chować się i uciekać przed ojcem, kiedy każe Ci jechać do pracy. Tak nie robi duży chłopiec...-  rzekła po czym pogłaskała mnie po wilgotnym policzku. Miałem zaledwie 9 lat. I dla wielu osób byłem wciąż dzieckiem, lecz nie czułem się nim i nie byłem tak traktowany. Ludzie powtarzali mi, że jestem karłem w skórze dziecka. Wtedy jeszcze nie rozumiałem znaczenie tych słów.
- Nie mogę teraz wyjść. Ukarze mnie. - pisnąłem tłumiąc szloch, a w myślach na nowo odżyło wspomnienie pasa, który ojciec odpinał od spodni kiedy byliśmy nie posłuszni.
- Jeśli teraz tego nie zrobisz to z każdą minutą będzie coraz gorzej. Musisz ponieś konsekwencje za swoje czyny. Prędzej czy później.- później, później, później! Nie...potem będzie jeszcze gorzej. Będzie bardziej zły i mocniej będzie  wymierzał sprawiedliwość. Wiem, że ona ma rację. Nagle w futrynie drzwi pojawił się mężczyzna ubrany w czarne spodnie i czarny podkoszulek. W dłoni trzymał skórzany pas. Powoli zbliżył się w moją stronę. Krzyknąłem przerażony, a potem..."

Poderwałem się gwałtownie z miejsca. Cały oblany potem i rozkojarzony. Nerwowo łapałem powietrze, a moje serce wariowało w piersi. Dzięki Bogu...byłem w swojej sypialni, w swoim domu... byłem sam. Usiadłem na krawędzi łóżka i ukryłem twarz w dłoniach.
Ty był tylko sen...wspomnienie z dzieciństwa, o którym teraz chciałbym zapomnieć. Wspomnienie, które zatarłem kiedyś w odmęcie umysłu. Czyżby moja pamieć upomniała się o nie? Przetarłem wierzchem dłoni rozgrzane czoło i poszedłem do łazienki. Trudno, raz obudzony już nie zasnę. Zimne strumienie woda spływały po moim ciele, a razem z nimi wspomnienia dzisiejszego koszmaru. Wczorajsze są również nieaktualne. Przedwczorajsze są już dawno zapomniane.
Wytarłem się ręcznikiem i założyłem szlafrok. Wyszedłem na taras. Była ciepła, jasna noc. Na granatowym niebie, nieskażonym żadną chmurą czy mgłą jarzyły się miliardy gwiazd. Księżyc chował się za bliskim wzgórzem, a nieziemska cisza dodawała temu miejscu  niezwykłego uroku i czaru. To wszystko, mimo tego, że było piękna to niezwykle smutne. Czułem się dziwnie przytłoczony tą samotnością, którą płynęła z otoczenia.
Oparłem się dłońmi o balustradę, wpatrzony w ciemność.
,,Nocami myślę, bo mrok zupełnie wszystko zmienia,sprawy za dnia nieważne nabierają w nim znaczenia, cisza zastyga w niej świata nie ma,tylko ja cztery ściany otoczony przez marzenia." 
Zacytowałem fragment z jakiejś piosenki. Nie pamiętam już jej tytułu, lecz wiem, że bardzo mi się spodobała. Usiadłem na krześle. Założyłem nogę na nogę, oparłem łokieć na kolanie, a brodę na pieści. Myślałam... o czym? O tych dziwnych snach. Od pewnego czasu nawiedzają mnie przez co nie mogę spać w nocy. Boję się zasnąć...nie chce rozdrapywać tych samych ran. Czemu nie mogą się po prostu wygoić?


- Gdzie jedziemy panie Jackson ? - spytał kierowca, który wraz zemną kierował się w stronę limuzyny. Słońce już dawno wzeszło, ale mimo tego jeszcze nie wyjechaliśmy za złotą bramę Naverlandu.
- Do szpitala św.Anny w San Francisko.- oznajmiłem poprawiając guziki koszuli.
- Znowu? - zdziwił się.
- Tak. Mam sprawę. - odpowiedziałam. Pokiwał głową na znak, że rozumie. Nagle zadzwonił mój telefon. Przystanąłem i odebrałem.
- Słucham ?
- Michael? Kochanie, tutaj twoja mama! Chciałam Cię poinformować, że jedziemy do ciebie z wizytą i.. po czekaj. Rebbie! Na litość boską przestań gadać, nie widzisz, że rozmawiam?! ... Przepraszam skarbie. To o czym to ja? Aaaa. No tak. Jedziemy do ciebie z wizytą. Będziemy za kwadrans, a może nawet mniej. Wszyscy! No prawie wszyscy bo...czekaj. Marlon byłbyś tak miły i mógłbyś mi nie przeszkadzać? Och..przepraszam Cię synu.Więc o czym aaa! Ok. Nie będzie Tito oraz Rannd'ego.
Papa Skarbie.
- Do zobaczenia mamo- odpowiedziałem i nacisnąłem czerwoną słuchawkę. Zagryzłem dolną wargę. Czyli z planów nici. Westchnąłem ciężko. Nie mówię, że nie cieszyłem się z ich wizyty, ale mogli chociaż uprzedzić wcześniej.
- Eee... jednak nie. Przepraszam. Wjedź autem z powrotem do garażu. - krzyknąłem do kierowcy by usłyszał. Mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie po czym skinął głową i wykonał moje polecenie.
Obróciłem się z powrotem w kierunku domu.
- Przepraszam - z daleko usłyszałem jakiś cieniutki głos. Obróciłem się, lecz nikogo nie zauważyłem.  Czyżby... schizofrenia?
- Tutaj jestem ! - odwróciłem się w drugą stronę. I ledwo co zauważyłem drobną, postać za złotą bramą. Na początku nie rozpoznałem jej, lecz kiedy dostrzegłem pomarańcz przechodzący w czerwień na jej głowie wiedziałem, że to ona. Podbiegłem do bramy i uchyliłem lekko by mogła wejść.  Nie wiem czemu...ale ucieszyłem się na jej widok.
- Panna Mia? A czym mogę zawdzięczać te miłą wizytę? - zapytałem unosząc brwi i krzyżując ramiona na piersi. Była ubrana w białe, jeansowe spodnie z srebrnym łańcuszkiem przyczepionym do lewej kieszeni, czarną, przewiewną koszulkę bez rękawów, wysokie i również czarne, wojskowe boty i rękawiczki bez palców. Przełknęła nerwowo ślinę i poprawiła grzywkę. Zauważyłem, że zawsze tak robi kiedy jest zdenerwowana. Chyba taki nawyk...
- Przepraszam, za najście ale... nie mogę znaleźć telefonu i pomyślałam emm...że może zostawiłam u pana. - powiedziała i podniosła nie pewnie wzrok.  Uśmiechnąłem się i przystanąłem z nogi na nogę.

- Owszem. Zostawiłaś. - pokiwałem lekko głową - chciałem go pani odwieź.
- Naprawdę? Miło z pana stronę. Widocznie pokrzyżowałam panu plany - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nieee. To rodzinna pokrzyżowała mi planu- powiedziałem przygryzając dolną wargę.-  Zapraszam.
Pokazałem gestem reki dom.

Weszliśmy do salonu. Dziewczyna stanęła niedaleko drzwi, a ja wyjąłem z jednej z szuflad komody telefon. Mały i błyszczący. Podałem komórkę rudowłosej.
- Dziękuje.- schowała telefon do kieszeni.- a więc jak mogę się odwdzięczyć?
- Nie, nie jest mi pani nic wina. Chociaż byłbym wdzięczny gdybym dostał pani numer - wskazałem na nią palcem z łobuzerskim uśmieszkiem.  Spojrzała na mnie nie pewnie.
- Mój numer? - spytała tym razem pokazując sama na siebie.
- Jakbym oczywiście mógł. - nie chciałem się narzucać.
- Dlaczego?
- Cóż...polubiłem panią. - wzruszyłem po prostu ramionami. Dopiero po serii męczących pytań, które wprowadziły mnie w zakłopotanie, a ją najwyraźniej rozbawiły podała mi swój numer. Mimo trudów byłem zadowolony z efekty końcowego.
- Uważam, że to trochę śmieszne. - oznajmiłem odprowadzając Mia do bramy. Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Ale co takiego ?
- To pan i pani. Nie jestem chyba tak dużo starszy od ciebie. Właściwie...ile masz lat? - spytałem otwierając  bramę i przepuściłem dziewczynę pierwszą.
- Kobiet się nie pyta o wiek. - upomniała mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Wybacz mi to. Ale mam nadzieje, że zrobisz jeden wyjątek i zdradzisz mi ten ... najwidoczniej bardzo ważny sekret dl kobiet - oparłem się o maskę samochodu. Otwarła drzwiczki i odłożyła telefon do schowka.
- Mam 21 lat. Tylko ciii...proszę nikomu nie mówić - uśmiechnęła się wesoło.- mnie też to rozśmiesza. Mówmy sobie po imieniu.
Przytaknąłem. Mia obeszła auto dookoła, by usiąść za kierownicą i pojechać gdy nagle potknęła się. W ostatniej chwili podbiegłem do niej i złapałem ją w tali. Oparła się dłońmi o moją pierś.
- W porządku? - spytałem trochę zmartwioną jej słabą koordynacją ruchową .
- Tak, wszystko gra. Potknęłam się...chyba o kamień.
Nie wiem czemu nie cofnąłem rąk  z jej tali. Moglibyśmy ominąć całą tą niezręczną sytuacje. Kiedy odwróciłem się, dalej trzymając Mia, a za moimi plecami stała cała rodzina Jacksonów z szokowanym wyrazem twarzy.
Czeka mnie ciężki dzień...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
W końcu piątek i zabrałam się za pisanie kolejnego rozdziału. Przepraszam, że tak długo, lecz nie miałam sił na pisanie ponieważ...szkoła, a konkretnie ludzie z mojej szkoły mnie dobijają.-.
Dziękuje za wszystkie komentarze :)
Rozdział chyba najdłuższy ze wszystkich. Możliwe, że gdzieś jest jakiś błąd za co z góry przepraszam :c
Staram się by było ich jak najmniej, lecz dzisiaj jestem nie przytomna xD
Cytat - ,, Nocami myślę, bo mrok..." To cytat z piosenki Jeden Osiem L - 00:00
Miłego weekendu :)

,, Ten, co jest wyjątkowy - często sam skazuje się na samotność "


                                                           




środa, 7 stycznia 2015

Rozdział IV ,,Cóż..była w moim domu, w moich ubraniach i popijała moją herbatę "


Niezręczna cisza zapadła miedzy nami. Nie wiedziałem jak zacząć rozmowę i dlatego też byłem lekko zdenerwowany. Siedziała ze wzrokiem utkwionym w podłodze,  a w dłoni trzymała kubek gorącej herbaty, którą popijała co jakiś czas.  Nie wydawała z siebie żadnego dźwięku i gdyby  teraz zamknął oczy mógłbym  uznać, że jestem całkiem sam. Nie wiem dlaczego nic nie mówiła. Była aż tak nieśmiała? A może się bała? Czułem się nieco onieśmielony i skrepowany, lecz wydawało mi się, że ona czuje to samo. A może nawet denerwowała się bardziej niż ja. No bo jakby nie patrzeć to ...była w moim domu, w moich ubraniach i popijała moją herbatę.Obserwowałem jej każdy ruch. Nie można powiedzieć, że jakoś strasznie mnie zainteresowała czy coś w tym rodzaju. Raczej zaciekawiła swoim niezwykle spokojnym i nieśmiałym uosobieniem. Szczerze mówiąc to po raz pierwszy odkąd pamiętam spotkałem osobę, która po pierwsze nie wpada w szał na mój widok. Po drugie zdaje się nie być wcale  zainteresowana moją osobą, a po trzecie...całkiem mnie ignoruje. To dziwne uczucie...może słowo dziwne źle to określę. Raczej uczucie, która jest przeze mnie nie doświadczone, zapomniane i nie odświeżone od bardzo długiego czasu.
W pewnym momencie wzrok dziewczyny powędrował na kilka książek ułożonych na kredensie. Ten ruch mile mnie zaskoczył. W końcu jakaś szansa by zacząć rozmowę.
- Lubisz czytać? - spytałam biorąc łyk herbaty. Rudowłosa spojrzała na mnie kątem oka.
- Uwielbiam, lecz niezbyt mam na to czas... - szepnęła zakładając włosy za ucho.
Odłożyłem kubek i odgarnąłem grzywkę, która spadała mi na twarz. Po chwile wstałem poprawiając koszule. Dziewczyna spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
- Choć. Coś Ci pokaże - powiedziałem lekko się uśmiechając i podałem jej swoją dłoń. Spojrzała na moją rękę wzrokiem jakby analizowała moje zachowanie i myślała co zrobić. Podniosła oczy i natrafiła na mój wyczekujący wzrok. Uniosłem prawą brew i  rozchyliłem szerzej usta. Na jej twarzy pojawiło się coś prawie niezauważalnego. Jakby grymas, słaby, bardzo blady uśmieszek.
Złapała moją dłoń i wstała wolno z kanapy. Pociągnąłem ją lekko w kierunku wielkich, dębowych drzwi z złotymi konturami i klamką.
- Jeśli lubisz książki i uwielbiasz  czytać to powinnaś to zobaczyć. - powiedziałem otwierając wspomniane wcześnie drzwi. Ruchem ręki pokazałem Mia by weszła pierwsza. Spojrzała na mnie krótko i powoli weszła do środka, a ja za nią.

Oparty  plecami i jedną nogą o futrynę, ze skrzyżowanymi rękami ma piersi obserwowałem jak zachwyt w ciemnobrązowych oczach rudowłosej powiększał się z zauważeniem kolejnych książek na półkach. Przechodziła od jednej szafki do drugiej starając się dokładnie zapamiętać każdy szczegół poszczególnej opowieści. W końcu odwróciła się do mnie i uśmiechnęła się niedowierzająco,
- Jak...skąd masz tyle książek? - spytała.
- Przez całe życie zbierałem książki. Na początku byłem w pewnym sensie  zmuszany do czytania przez rodziców. Nie zależnie do okazji ciągle dostawałem książki. Najpierw nie lubiłem czytać. Dopiero nie dawno jakoś to pokochałem i... szczerze mówiąc przeczytałem wszystkie te książki, które są w tym pomieszczeniu- - powiedziałem pokazując ruchem palca cały ten pokój, bibliotekę.
- Na prawdę? - spytała podnosząc brwi do góry.
- Nie wierzysz mi? - również uniosłem brwi do góry starając się zrobić podobną minę jak ona,
Mia przejechała po mnie wzrokiem po czym ponownie odwróciła się w drugą stronę.
- Wierze... - szepnęła biorąc jakąś książkę do ręki. Uśmiechnąłem się pod nosem spuszczając wzrok.
- ,, Przeminęło z wiatrem" czytałeś? - zapytała otwierając na losowej stronie. Podniosłem głowę podchodząc do dziewczyny.
- Emm... jeszcze nie, Niedawno ją kupiłem i niestety jeszcze nie miałem czasu do niej zajrzeć.
- Czyli jednak nie przeczytałeś wszystkich  książkę w tym pomieszczeniu. - szepnęła spoglądając na mnie wesoło.
- Och nie być już taka mądra. A ty  czytałaś? - spytałam wychylając głowę za jej ramię ze wścibskim uśmieszkiem. Dziewczyna odwróciła twarz spoglądając ponownie na książkę.
- Nie... - przyznała odkładając lekturę na swoje miejsce.  Podniosłem dumny głowę do góry i wyprostowałem się. Mia przewróciła w zabawny sposób oczami i  również podniosła głowę, lecz po to by spojrzeć na zegarek wiszący na ścianie.
- Muszę już iść - powiedziała poprawiając włosy. Zasmuciłem się lekko. Szkoda...było miło.
- Zaraz powiem komuś by Cię odwiózł na przystanek - oświadczyłem.

Siedziałem w skórzanym fotelu wpatrzony w złoty napis na okładce ,, Przeminęło z wiatrem "
Przygryzałem lekko dolną wargę i rozmyślałem nad losem głównej bohaterki...Mia pojechała kwadrans temu. Miło było porozmawiać z kimś...normalnym? A może z kimś kto traktuje mnie normalnie? Westchnąłem gdy usłyszałem, że samochód z szoferem, który odwiózł pannę Evens na przystanek powrócił. Miałem już gasić światło i iść spać gdy usłyszałem jakąś melodie. Zmarszczyłem czoło kiedy pod kocem, którym wcześnie okryła się Mia leżała komórka.
Będzie trzeba zwrócić zgubę jego właścicielce.
- Pojadę jutro do szpitale i zwrócę telefon. - powiedziałam sam do siebie przecierając czoło dłonią. I tu nagle wpadłem na głupi, niepoważny i śmieszny pomysł.
Ech...tylko gdzie ona mieszka?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
Dziękuje za wszystkie komentarze :)
Ciesze się, że ktoś tu czasem zagląda :)
Przepraszam, że rozdział tak długo był nie publikowane, lecz nie zbyt miałam jak go opublikować. Może następny pojawi się szybciej niż ten, lecz nie wiem czy na pewno.  Z góry też przepraszam za błędy jeśli gdzieś jeszcze ukryły się przed moimi oczami.
Jeszcze raz wielkie dzięki za komentarze :)

,, Początki naszej przyjaźni nadają początki naszej  przyszłości"