piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział V ,,Scena jest moim domem. Dom jest moim schronieniem. Ale kim jesteś ty...jeszcze nie wiem"


,, Słyszałem ciche odgłosy, jakby kroki. Wolne, ciche i nie pewne. Skuliłem się bardziej przyciągając kolana pod brodę. Oddech przyspieszył, a serce zaczęło walić niemiłosiernie. Bałem się, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Mój mózg dosłownie krzyczał o ucieczkę, a ja jak najbardziej popierałem ten pomysł. Strach, że drzwi szafy otworzą się gwałtownie i mnie znajdzie doprowadzał mnie do paniki.  Nie, proszę. Tak bardzo nie chce tam jechać, chce ten jeden raz zostać w domu, a nie iść do pracy. Czy o tak wiele proszę? Czy to tak bardzo nierealne? 
Wiem, że sam robię sobie kłopoty chowając się w tutaj. Tylko pogarszam sytuacje, lecz tak bardzo nie mogę, tak bardzo nie chce! Jeden raz... proszę tylko jeden raz chce mieć normalny dzień.
- Michael? - delikatny, cichy głos dobiegł do moich uszów z końca pokoju. Podniosłem głowę i zerknąłem przez nie wielką szparę miedzy drzwiczkami.
- Mama? - spytałem cieniutkim głosikiem. Kobieta podeszła do mojej kryjówki i otworzyła drzwi. Spojrzała na małego, bezbronnego chłopczyka wtulonego w płaszcze na dnie szafy. Westchnęła. Kleknęła przy syny i ujęła jego małą, dziecięcą dłoń w swoje.
- Nie możesz się tutaj chować.- powiedziała spoglądając na niego swoimi łagodnymi, przepełnionymi troską i miłością oczami.
- Mamo...ja nie chce tam iść. Pozwól mi proszę zostać tutaj...- poprosiłem i potarłem brzegiem drugiej dłoni zaczerwieniony nos.
- Nie mogę Michael. - uśmiechnęła się blado. Spuściłem wzrok by nie zauważyła, że jest on pełny rozpaczy i żalu. - Wiem, że chciałbyś usłyszeć inną odpowiedz, lecz zrozum, że to nie osiągalne. Nie możesz chować się i uciekać przed ojcem, kiedy każe Ci jechać do pracy. Tak nie robi duży chłopiec...-  rzekła po czym pogłaskała mnie po wilgotnym policzku. Miałem zaledwie 9 lat. I dla wielu osób byłem wciąż dzieckiem, lecz nie czułem się nim i nie byłem tak traktowany. Ludzie powtarzali mi, że jestem karłem w skórze dziecka. Wtedy jeszcze nie rozumiałem znaczenie tych słów.
- Nie mogę teraz wyjść. Ukarze mnie. - pisnąłem tłumiąc szloch, a w myślach na nowo odżyło wspomnienie pasa, który ojciec odpinał od spodni kiedy byliśmy nie posłuszni.
- Jeśli teraz tego nie zrobisz to z każdą minutą będzie coraz gorzej. Musisz ponieś konsekwencje za swoje czyny. Prędzej czy później.- później, później, później! Nie...potem będzie jeszcze gorzej. Będzie bardziej zły i mocniej będzie  wymierzał sprawiedliwość. Wiem, że ona ma rację. Nagle w futrynie drzwi pojawił się mężczyzna ubrany w czarne spodnie i czarny podkoszulek. W dłoni trzymał skórzany pas. Powoli zbliżył się w moją stronę. Krzyknąłem przerażony, a potem..."

Poderwałem się gwałtownie z miejsca. Cały oblany potem i rozkojarzony. Nerwowo łapałem powietrze, a moje serce wariowało w piersi. Dzięki Bogu...byłem w swojej sypialni, w swoim domu... byłem sam. Usiadłem na krawędzi łóżka i ukryłem twarz w dłoniach.
Ty był tylko sen...wspomnienie z dzieciństwa, o którym teraz chciałbym zapomnieć. Wspomnienie, które zatarłem kiedyś w odmęcie umysłu. Czyżby moja pamieć upomniała się o nie? Przetarłem wierzchem dłoni rozgrzane czoło i poszedłem do łazienki. Trudno, raz obudzony już nie zasnę. Zimne strumienie woda spływały po moim ciele, a razem z nimi wspomnienia dzisiejszego koszmaru. Wczorajsze są również nieaktualne. Przedwczorajsze są już dawno zapomniane.
Wytarłem się ręcznikiem i założyłem szlafrok. Wyszedłem na taras. Była ciepła, jasna noc. Na granatowym niebie, nieskażonym żadną chmurą czy mgłą jarzyły się miliardy gwiazd. Księżyc chował się za bliskim wzgórzem, a nieziemska cisza dodawała temu miejscu  niezwykłego uroku i czaru. To wszystko, mimo tego, że było piękna to niezwykle smutne. Czułem się dziwnie przytłoczony tą samotnością, którą płynęła z otoczenia.
Oparłem się dłońmi o balustradę, wpatrzony w ciemność.
,,Nocami myślę, bo mrok zupełnie wszystko zmienia,sprawy za dnia nieważne nabierają w nim znaczenia, cisza zastyga w niej świata nie ma,tylko ja cztery ściany otoczony przez marzenia." 
Zacytowałem fragment z jakiejś piosenki. Nie pamiętam już jej tytułu, lecz wiem, że bardzo mi się spodobała. Usiadłem na krześle. Założyłem nogę na nogę, oparłem łokieć na kolanie, a brodę na pieści. Myślałam... o czym? O tych dziwnych snach. Od pewnego czasu nawiedzają mnie przez co nie mogę spać w nocy. Boję się zasnąć...nie chce rozdrapywać tych samych ran. Czemu nie mogą się po prostu wygoić?


- Gdzie jedziemy panie Jackson ? - spytał kierowca, który wraz zemną kierował się w stronę limuzyny. Słońce już dawno wzeszło, ale mimo tego jeszcze nie wyjechaliśmy za złotą bramę Naverlandu.
- Do szpitala św.Anny w San Francisko.- oznajmiłem poprawiając guziki koszuli.
- Znowu? - zdziwił się.
- Tak. Mam sprawę. - odpowiedziałam. Pokiwał głową na znak, że rozumie. Nagle zadzwonił mój telefon. Przystanąłem i odebrałem.
- Słucham ?
- Michael? Kochanie, tutaj twoja mama! Chciałam Cię poinformować, że jedziemy do ciebie z wizytą i.. po czekaj. Rebbie! Na litość boską przestań gadać, nie widzisz, że rozmawiam?! ... Przepraszam skarbie. To o czym to ja? Aaaa. No tak. Jedziemy do ciebie z wizytą. Będziemy za kwadrans, a może nawet mniej. Wszyscy! No prawie wszyscy bo...czekaj. Marlon byłbyś tak miły i mógłbyś mi nie przeszkadzać? Och..przepraszam Cię synu.Więc o czym aaa! Ok. Nie będzie Tito oraz Rannd'ego.
Papa Skarbie.
- Do zobaczenia mamo- odpowiedziałem i nacisnąłem czerwoną słuchawkę. Zagryzłem dolną wargę. Czyli z planów nici. Westchnąłem ciężko. Nie mówię, że nie cieszyłem się z ich wizyty, ale mogli chociaż uprzedzić wcześniej.
- Eee... jednak nie. Przepraszam. Wjedź autem z powrotem do garażu. - krzyknąłem do kierowcy by usłyszał. Mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie po czym skinął głową i wykonał moje polecenie.
Obróciłem się z powrotem w kierunku domu.
- Przepraszam - z daleko usłyszałem jakiś cieniutki głos. Obróciłem się, lecz nikogo nie zauważyłem.  Czyżby... schizofrenia?
- Tutaj jestem ! - odwróciłem się w drugą stronę. I ledwo co zauważyłem drobną, postać za złotą bramą. Na początku nie rozpoznałem jej, lecz kiedy dostrzegłem pomarańcz przechodzący w czerwień na jej głowie wiedziałem, że to ona. Podbiegłem do bramy i uchyliłem lekko by mogła wejść.  Nie wiem czemu...ale ucieszyłem się na jej widok.
- Panna Mia? A czym mogę zawdzięczać te miłą wizytę? - zapytałem unosząc brwi i krzyżując ramiona na piersi. Była ubrana w białe, jeansowe spodnie z srebrnym łańcuszkiem przyczepionym do lewej kieszeni, czarną, przewiewną koszulkę bez rękawów, wysokie i również czarne, wojskowe boty i rękawiczki bez palców. Przełknęła nerwowo ślinę i poprawiła grzywkę. Zauważyłem, że zawsze tak robi kiedy jest zdenerwowana. Chyba taki nawyk...
- Przepraszam, za najście ale... nie mogę znaleźć telefonu i pomyślałam emm...że może zostawiłam u pana. - powiedziała i podniosła nie pewnie wzrok.  Uśmiechnąłem się i przystanąłem z nogi na nogę.

- Owszem. Zostawiłaś. - pokiwałem lekko głową - chciałem go pani odwieź.
- Naprawdę? Miło z pana stronę. Widocznie pokrzyżowałam panu plany - uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nieee. To rodzinna pokrzyżowała mi planu- powiedziałem przygryzając dolną wargę.-  Zapraszam.
Pokazałem gestem reki dom.

Weszliśmy do salonu. Dziewczyna stanęła niedaleko drzwi, a ja wyjąłem z jednej z szuflad komody telefon. Mały i błyszczący. Podałem komórkę rudowłosej.
- Dziękuje.- schowała telefon do kieszeni.- a więc jak mogę się odwdzięczyć?
- Nie, nie jest mi pani nic wina. Chociaż byłbym wdzięczny gdybym dostał pani numer - wskazałem na nią palcem z łobuzerskim uśmieszkiem.  Spojrzała na mnie nie pewnie.
- Mój numer? - spytała tym razem pokazując sama na siebie.
- Jakbym oczywiście mógł. - nie chciałem się narzucać.
- Dlaczego?
- Cóż...polubiłem panią. - wzruszyłem po prostu ramionami. Dopiero po serii męczących pytań, które wprowadziły mnie w zakłopotanie, a ją najwyraźniej rozbawiły podała mi swój numer. Mimo trudów byłem zadowolony z efekty końcowego.
- Uważam, że to trochę śmieszne. - oznajmiłem odprowadzając Mia do bramy. Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Ale co takiego ?
- To pan i pani. Nie jestem chyba tak dużo starszy od ciebie. Właściwie...ile masz lat? - spytałem otwierając  bramę i przepuściłem dziewczynę pierwszą.
- Kobiet się nie pyta o wiek. - upomniała mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Wybacz mi to. Ale mam nadzieje, że zrobisz jeden wyjątek i zdradzisz mi ten ... najwidoczniej bardzo ważny sekret dl kobiet - oparłem się o maskę samochodu. Otwarła drzwiczki i odłożyła telefon do schowka.
- Mam 21 lat. Tylko ciii...proszę nikomu nie mówić - uśmiechnęła się wesoło.- mnie też to rozśmiesza. Mówmy sobie po imieniu.
Przytaknąłem. Mia obeszła auto dookoła, by usiąść za kierownicą i pojechać gdy nagle potknęła się. W ostatniej chwili podbiegłem do niej i złapałem ją w tali. Oparła się dłońmi o moją pierś.
- W porządku? - spytałem trochę zmartwioną jej słabą koordynacją ruchową .
- Tak, wszystko gra. Potknęłam się...chyba o kamień.
Nie wiem czemu nie cofnąłem rąk  z jej tali. Moglibyśmy ominąć całą tą niezręczną sytuacje. Kiedy odwróciłem się, dalej trzymając Mia, a za moimi plecami stała cała rodzina Jacksonów z szokowanym wyrazem twarzy.
Czeka mnie ciężki dzień...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry.
W końcu piątek i zabrałam się za pisanie kolejnego rozdziału. Przepraszam, że tak długo, lecz nie miałam sił na pisanie ponieważ...szkoła, a konkretnie ludzie z mojej szkoły mnie dobijają.-.
Dziękuje za wszystkie komentarze :)
Rozdział chyba najdłuższy ze wszystkich. Możliwe, że gdzieś jest jakiś błąd za co z góry przepraszam :c
Staram się by było ich jak najmniej, lecz dzisiaj jestem nie przytomna xD
Cytat - ,, Nocami myślę, bo mrok..." To cytat z piosenki Jeden Osiem L - 00:00
Miłego weekendu :)

,, Ten, co jest wyjątkowy - często sam skazuje się na samotność "


                                                           




5 komentarzy:

  1. Rozdział super!
    Mia, jeszcze nie uległaś urokowi Michael'a?
    Świetnie opisujesz wszystko. Czekam z niecierpliwością na następny wpis!
    Pozdrawiam,
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietnyy wpis! No wlasnie Mia i Mike - juz czekam az sie miedzy nimi zacznie iskrzyć <3 czekam na nastepny post!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny. Współczuje Michaelowi wszystkiego co przeszedł by być Królem. Mam nadzieję, że mięczy Mią i Michaelem zacznie iskrzyć.
    Czekam na nastepny post.
    Michael.
    P.S Proszę informuj mnie o nowych notkach na moim blogu, a będę bardzo wdzięczny a i dziękuje za miły komentarz na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki smutny i wzruszający początek ;( ...
    Ale końcówka zabija xD uwielbiam takie sytuacje heheeh rodzinka pewnie będzie Michaelowi uprzykrzać życie :) Czekam na cdn i zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj! :D Next jest jak zwykle piękny! :D literówki to tam mały szczególik :D No cóż... Co Ci napisać? Życzę weny i czekam na nexta! :D

    OdpowiedzUsuń