Przyłożyłem dłoń do czoła schodząc po schodkach do piwnicy. Chybotałem się na nogach, lecz za wszelką cena starałem się postanowić stopę na właściwym schodku, a nie na jego falującym cieniu.
Czułem przyjemne kucie w gardle. Było mi gorąco mimo chłodnej temperatury panującej w pomieszczeniu. Mrugałem co ułamek sekundy, starając się pozbierać w całość zamazaną rzeczywistość.
Drżącymi dłońmi wyjąłem klucz ze spodni. Po kilku nieudanych próbach, gdzie metalowy przedmiot trafiał wszędzie tylko nie w dziurkę szarpnąłem klamkę. Wpadłem do pokoju ale natychmiast cofnąłem się gwałtownie porażony intensywnym, żółtym światłem lamp.
Upadłem na łóżko starając się złapać oddech. Wszystko się kręciło, czułem przyśpieszone bicie serca i pulsującą żyłę na szyi.
- Panie Jackson...- niewyraźne słowa, które wydawały się dochodzić z daleka uderzała raz za raz w moje uszy z podwojoną siłą.
Ostatnie co pamiętam to szarpniecie, delikatne ukłucie i ulgę kiedy chłodny płyn wypełniał mój krwiobieg...
Leżałem. Tylko leżałem, już od jakiegoś czasu nie spałem ale nie chciałem otworzyć oczów.
Wiedziałem, że kiedy to zrobię będę musiał wstać. Wziąć słoik, strzykawkę i wbić w miarę całą żyłę. Byłem w pokoju hotelowym, w Niemczech. Zmęczony zarówno fizycznie jak i psychiczne po wczorajszym koncercie nie miałem siły podnieś dłoni.
- Ehem...proszę pana? - znałem ten głos. Było to mój osobisty lekarz. Sam nie wiem czemu, ale poczułem ulgę. Podniosłem powoli powieki, szukając wzrokiem czarnoskórego człowieka.
Stał obok ubrany w swój szary garnitur. Oparłem się na przedramionach i chrząknąłem zaspany.
- Jak się pan czuje? - spytał siadając na beżowym fotelu przy oknie. Założył nogę na nogę i uśmiechnął się blado, zakładając dłonie za kolano.
- W porządku...- odpowiedziałem cicho - Lecz boli mnie trochę głowa. - dokończyłem ziewając.
- To przez wczorajszy dzień. Zje pan śniadanie i zażyje leki i będzie dobrze. Obiecuje. - odpowiedział wstając. Dobrze wiem co przez " leki" miał na myśli. Co prawda to prawda, w pewnym sensie pomagały.
Tutaj niema się co dziwić. Wszystkie sławne gwiazdy biorą narkotyki. Ja również, lecz tylko podczas tras koncertowych, występów całonocnych...
Wiem, że ciężko jest to zrozumieć osobie patrzącej z boku, niewtajemniczonej, ale proszę, uwierzcie mi...taki już jest świat, a świat osoby sławnej to czyste szaleństwo.
- Jak poszła ci sesja? - spytałem obserwując, a raczej patrząc z nudów na krajobraz za oknem,
Jechałem właśnie z eskortom 32 ochroniarzy, 5 lekarzy, 2 tłumaczy oraz wielu innych ludzi, nie wyłączając paparazzi na spotkanie z prezydentem miasta Berlin Klausem Jergen. Spotkanie nowych osób, których doceniam zawsze budziło u mnie ekscytacje, teraz również mimo, że nie okazuje tego publicznie.
- W miarę, gdzie teraz jedziesz? - głos Mia był lekko zachrypiały, tak jakby go długo nie używała.
- Na spotkanie z prezydentem miasta Berlin. To podobno bardzo sympatyczna człowiek. - odpowiedziałem. Usłyszałem ciche kaszlniecie w słuchawce telefonu.
- Przeziębiłaś się? Jak się czujesz? - spytałem marszcząc brwi.
- Wczoraj był bardzo ładny dzień, więc nie zakładałam kurtki kiedy wychodziłam na uczelnie, ale...po południu zaczęło mocno lać. - westchnęła.
- Wygrzewaj się kochanie.
- Ehem, tylko niema kto mnie ogrzać. - jęknęła z smutkiem w głosie. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- A kto by miał to zrobić? - rzekłem przeciągając ostatnią sylabę.
- Mmm...jest paru chętnych. - odpowiedziała żartobliwie. Mimowolnie wyobraziłem sobie jak zadziera wysoko głowę i podnosi brwi.
- Wszyscy o tym marzą, i tylko tyle mogą. Bo ja tu trzymam wartę i niema żadnych zmian. - odpowiedziałem niezwykle poważnie. I szczerze.
- Och Michael...
- Mogę ci coś powiedzieć?
- Tak?
- Żyje już trochę na tym świecie, i powiem ci, że świat jest piękny. Lecz tylko nim się podzielę, tobą już nie, bo jesteś tylko moja. Z tobą chce być zawsze razem, opiekować i...poczuć jak znów się kocha. - wyszeptałem przygryzając wargę, a przed oczami pojawił się obraz tej pamiętnej nocy.
- Ten twój romantyzm...brakuje mi go - odpowiedziała piskliwie.
- Wytrzymaj jeszcze te dwa miesiące skarbie. Potem znów będę do twojej dyspozycji - powiedziałem żartobliwym tonem. W słuchawce rozbrzmiał melodyjny śmiech Mie.
- Obsługa całodobowa tak?
Roześmiałem się głośno, ale po chwili spoważniałem.
- Brakuje mi ciebie...
- Mi ciebie też...
Nagle ktoś zapukał w szybę limuzyny. Co? Już jesteśmy na miejscu?
- Muszę kończyć kochanie. Później zadzwonię.
- Dobrze, papa - odpowiedziała. Schowałem telefon do kieszeni płaszcza.
Drzwi otworzył szofer i w tej samej sekundzie rozbrzmiał wielki hałas składający się z pisków, krzyków pełnych szczęścia. Wysiadłem rozglądając się na boki. Było pełno ludzi, którzy pragnęli mnie zobaczyć. Uśmiechnąłem się serdecznie i pomachałem do nich. Uwielbiałem spotkania z fanami, czułem ich radość, która mnie wypełniała. Chciałem do nich podejść, podpisać autografy i plakaty, ewentualnie przytulić, lecz nie było ani chwili czasu. I tak już byłem spóźniony i to nie w elegancki sposób. Obstawiła mnie ze wszystkich stron ochrona, która pilnowała by czasem ktoś się do mnie nie zbliżył. Pierwszy raz w życiu mnie to wkurzyło...
Szybko weszliśmy przez szklane, wielkie drzwi i powędrowaliśmy białym korytarzem w górę. Poręcz schodów była złota. Co parę centymetrów było wygrawerowane jakieś niemiecki słowo.
- Co to znaczy? - szepnąłem do kobiety po mojej prawej. Wskazałem palcem na słowo.
- Witajcie w domu - przeczytała.
- Ooo...- odparłem przypominając sobie mój własny i jedyny dom w Neverlandzie.
Spotkanie przebiegło szybko, lecz w sympatycznej atmosferze. Na tyle sympatyczne, ile może być oficjalne spotkanie z kamerami.
Prezydent Berlina podarował mi złotą szable, która była pamiątką narodową. Byłem szczerze zaskoczony, tak wyjątkowym prezentem.
Wychodząc z budynki spędziłem około godziny na rozdawaniu autografów.
A następnie pojechaliśmy na lotnisko gdzie czekały już na nas spakowana walizki i samolot gotowy do odlotu.
Cóż...lecimy dalej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tam tamm tadam c:
Wiem, że rozdział jest trochę o niczym i wg, ale to jest tylko cisza przed burzą :3
Będzie się działo w następnych rozdziałach. Obiecuje buhahah xD
Liczę na szczere komentarze. Walcie prosto z mostu...ja się nie obrażę :)
Przepraszam za wszystkie błędy " Jestem kiepska z ortografii"
!!! Zapraszam do ankiety !!!
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE :)
Miłego dnia.
#InnocentMichaelJackson.
" Człowieka niszczy w życiu wiele rzeczy. Ważne by zdać sobie sprawę co - albo kto "
Rany *.*
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę się czułam, jakbym tam była :O
Te opisy... Widziałam oczami wyobraźni całą tą scenę, kiedy po koncercie idzie... Czułam wszystko to co on ( nawet to ukłucie xD Brr... nie cierpię tego xD)
Ach, Mia :3 Czytając ich rozmowę, na moją twarz wpełznął mały uśmieszek i uczucie jak miód zalewa serce :D
Co do ciszy przed burzą...
Ktoś kogoś zabije? Zdradzi? Wiem! Przyjdzie taki ufoludzik i ich zabierze w kosmos! Zgadłam? xD Hihi, ale ja głupiutka ^^
No, aby zagadkę rozwiązać, muszę czytać kolejne notki, na które będę czekała z niecierpliwością.
Trzymaj się i życzę Ci dużo weny!
Susie.
Notka przecudowna. Czułem się tak jakbym był tam obok niego. To był taki wyraźny obraz, tak działaja twoje opowiadania na moja wyobraźnię :) Nie,.. to są cudowne opisy i proszę naucz mnie ich. Mówisz, że będzie się działo... juhu nie mogę się doczekać aż z ciekawości zapytam kiedy kolejna? Dodaj szybciutko aha i kiedy pierwsza część na twoim drugim blogu? Bo czekam jakby co.
OdpowiedzUsuńCo się wydarzy, s w kolejnej już się boje. Dobra zostaje mi tylko czekać.
Mam nadzieję, że nie będą mieli takiego pecha jak ja i nie przetnął sobie dłoni szłem, ja niestety miałem tego nie farta, no i tak to się skończyło. Z resztą nie ważne, nie wiem czy wiesz, ale na Liberian Girl nowa notka, właśnie o Angie i Michaelu jakbyś chciała to zapraszam. To nie jest takie cudowne jak twoje opowiadanie, ale postaram się od ciebie czegoś nauczyć mistrzu :)
Pozdrawiam. Mike
* Szkłem :) Ja i to moje pisanie ...
Usuń# InnocentMichaelJackson
Hej świetnie napisane.... Opowiadanie nie sklada się z samych dialogów opisy też są ważne więc dobrze że się pojawiły. To nic że opowiadanie jest jak to ujęłaś (choć się z tym nie do końca zgadzam) " o niczym" przecież takie też muszą być pokazują jego prawdziwe życie nadając opowiadaniu prawdziwości?- Nie wiem czy to jest poprawnie napisane :) Nie jestem dobra z ortografii,;)
OdpowiedzUsuńWydawało mi się że to co brał Michael to były leki o działaniu narkotyzującym - (zresztą jak większość leków ) a nie narkotyki.
No nie wiem :/ Czekam na nn. Po wiem Ci że widać to jak się rozwinęło twoje pisanie, jesteś co raz lepsza. 😘
Pozdrawiam
Ja nadal nie mogę rozgryźć co Ty tam planujesz z tą Mią no :D wydaje się by miłą dziewczyną no nie mogę znaleźć w niej żadnych wad ;/ czy jakiegokolwiek sygnału na co się zanosi. Myślałam, że ta notka coś podpowie ale dalej trzymasz w niepewności tym bardziej oczekuję kolejnej notki!
OdpowiedzUsuńCo ty tam kombinujesz xd ,ja nie mogęxd ,bardzo fajny jak zawsze rozdział ja chce już kolejny czekam i pozdrawiam Również zapraszam do siebie na nowy rozdział
OdpowiedzUsuńhttp://miloscjestzawszesilna.blogspot.com/
Weny życzę :)
Hej :D nadrobiłam notki. :D Są cudowne. Mia i Michael- cuudo *.* Widzę, że Michael zażywa "leki". Mam nadzieję, że nie zniszczy mu to życia, ani związku z Mią.
OdpowiedzUsuńCo prawda znalazłam kilka błędów, ale są one prawie niezauważalne. :)
Czekam na nexta i życzę weny! :)