niedziela, 31 maja 2015

Druga cześć opowiadania + Informacja + Fakty

Druga cześć opowiadania znajduje się pod adresem - http://michaelimiadrugaczesc.blogspot.com/
KLIK
Zapraszam na razie do zakładki - W skrócie :) Tam narazi jest cokolwiek xD
Na początku chciałam kontynuować historie na tym blogu, lecz ostatecznie postanowiłam założyć nowego :)) Mam nadzieje, że nie macie mi tego za złe c:

Ważna informacja!
Nie będę już dodawać postów na tym blogu ( chyba, że w razie wyjątku ).
Wszystkie pytania oraz informacje o nowych rozdziałach/blogach proszę pozostawiać w zakładce ,, Spam " na moim nowym autorstwie, którego adres jest podany powyżej :)
Moja aktywność tutaj się kończy...
Będę co jakiś czas wpadać i obserwować wyświetlenia, komentarze i wg.
Niczego nie usuwam, wszystko zostaje :)
I to chyba tyle z ogólnych informacji...chyba, że o czymś zapomniałam o.O

Kilka Faktów!
Parę faktów oraz planów, które chciałam wcielić w historie, ale ostatecznie tego nie zrobiłam xD

1. Długo szukałam głównej bohaterki. Na początku miała ją grać Bella Thorne, ale ostatecznie się rozmyśliłam.

2. Nie znam nazwiska Mia. Znalazłam te zdjęcia przypadkową i strasznie mi się spodobały :)))

3. Michael miał mieć bardzo dużo koncertów i to miał być jeden z powodów rozstania głównych bohaterów.

4. Janet miała oskarżyć Michaela publicznie o groźby, że każe jej oddać mu swoją piosenkę ,, The Smile"

5.  Mia miała zajść w ciąże i dlatego tak szybko razem z Michaelem spędzili wspólnie noc. Sama nie byłam przekonana do tego pomysły, i dlatego postanowiłam zrobić ankietę, w której wy podjęliście decyzje :)

6.  Rodzina Michaela miała bardziej wtrącić się w związek, lecz zabrakło czasu xDD

7. Mia studiuje prawo - napisałam to pod wpływem impulsu dlatego, o jej studiach jest tak mało szczegółów Xddd

8. Michael miał szukać tłumaczki, na swoją trasę koncertową i w ten sposób poznać Mie.

9. Michael miał być oskarżony przez media ( każdy wie o co ) ponieważ zaproponował trzy dniową wycieczkę dla chorych dzieci. Ale doszłam do wniosku, że to by STRASZNIE skomplikowało historie.

10. Nadia miała się wcale nie pojawić! :D

11. Tych faktów miało być tylko 10 :))))

DZIĘKUJE ZA WSZYSTKO!!
Autor.











piątek, 29 maja 2015

Epilog.




Czas mijał szybko...
Każdy z nich poszedł swoją drogą. Każde dzielnie maszerując przed siebie...
On...człowiek, który stał się legendą,  który wprowadził muzykę w nową epokę, siedział teraz spokojnie na trawie obok jeziorka z delikatnym uśmiechem na ustach, wpatrzony w złocistą tarczę wiosennego słońca. Minął koleiny dzień, koleiny miesiąc i rok, a on ciągle słyszał jej melodyjny śmiech...
Pamiętał słodki zapach...
Pamiętał uroczy uśmiech...
Pamiętał każdy najmniejszy szczegół. I nigdy nie pogodził się z  odejście, lecz szanował jej decyzje...jedyne czego teraz pragnął to zapytać ,, Dlaczego?".

Gdzieś w Portland...w jednym z bloków, na dwudziestym piątym pietrze na balkonie, siedziała pewna dziewczyna. Dziewczyna jak setki innych...nikt nie wiedział o jej przeszłości. Która sąsiadka z dołu pomyślała kiedyś ,, Ej...a może była dziewczyną Michaela Jacksona?". Żadna...
Nucąc cicho pod nosem  pewną melodie, której tytułu zapomniała obserwowała zachód słońca.
Pamiętała o nim...o człowieku, którego istnienie miała wymazać z pamięci, a wspomnienia zakopać żywcem. 
Czuła się winna.
Zraniła go. Oszukała go. Okłamywała go.
Toczyła wewnętrzną walkę. Rozum kontra serce. 
I teraz po tych wszystkich miesiącach, siedząc skulona od lodowatego powietrza na zimnym balkonie...uśmiechnęła się ponieważ dziwne uczucie wypełniło ją od środka. 
Uczucie, że gdzieś tam jest, i również się teraz uśmiecha...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I nadszedł czas pożegnania...
Jest mi strasznie przykro z tą myślą .-.
Kończymy pierwszą cześć.
Piosenka " You Are Not Alone" rozpoczęła tą historie i również nią postanowiłam zakończyć.
Chciałem teraz serdecznie podziękować czytelnikom :
Susie Bartoszek,  Niger,  aniołek Mike'a,   Mike Hiro Julie Ross,  Jesabel,  Legends Never Die,   Kujonka15 Believers,  K@te,  ITB,  DengerousGirl 1958,  Karolina Jakaśtam,  Rebelle Qere,  Megan,  Aga,  Paulina | DengerousLove|,  Liberian Girl,  Michael Jackson Forever In My Heart, Unknown You ,  Martuś,  Naomi,  kobietawlustrze i   Evelyn.
( Przepraszam jeśli kogoś pominęłam )
Bardzo dziękuje i...cóż do następnej części c:
Autor.
The Smille
Ps. Tradycyjnie przepraszam kochani za błędy c:

 
                                      "Wszystko pewnego dnia się zaczyna...i pewnego  kończy"

TAK CUDOWNIE SIĘ ZŁOŻYŁO, ŻE KOŃCZYMY PIERWSZĄ CZEŚĆ OPOWIADANIA DZIESIĘCIOMA TYSIĄCAMI WYŚWIETLEŃ!!
DZIĘKUJE :)
  






wtorek, 12 maja 2015

XIX "W pewnym momencie trzeba dopuścić do siebie myśl, że nie będzie długo i szczęśliwie".




I minął ostatni miesiąc.
Samolot wyleciał z Rosji dokładnie o 18:00 wieczorem. W Stanach Zjednoczonych  byliśmy już o godzinie trzeciej nad ranem. Na lotnisku nie było paparazzi co poprawiło mi odrobinę humor.
Noc była piękna, nic nie wskazywało nadchodzącej katastrofy.
Gwiazdy migały wesoło, a księżyc wyglądał niezwykle dostojnie otoczony tymi małymi ognikami.
W drodze powrotnej rozmyślałem nad Mia.
Wiem co muszę zrobić, ale tym razem mam przeczucie, żeby uciec w uczucie.
Musimy porozmawiać, tak dłużej nie mogło być. Cóż..niestety tak już chyba jest. Ja ją kocham, ona mnie nie. Życie faktycznie zaskakuje na każdym kroku. Ciągle uczę się jak żyć i postępować, ale nigdy bym nie pomyślał, że mój związek z Mia możesz zakończyć się tak szybko i niespodziewanie.
Nawet nie potrafię powiedzieć co tak dokładnie zaważyło.
Natomiast Nadia...okazała się bardzo miłą dziewczyną. Przez ostatnie tygodnie sporo ze sobą rozmawiamy. Dowiedziałem się, że rozwiodła się ze swoim mężem ubiegłej zimy ponieważ nie był jej do końca wierny, ma 22 lata oraz wychowywała się z trójką braci i matką, gdyż ojciec zmarł kiedy miała 5 lat. Bardzo ją polubiłem, chociaż czasem kiedy mówiłem o Mie wydawało mi się, że jest zła.
O wilku mowa.
Wyjąłem komórkę z kieszeni spodni i spojrzałem na wyświetlacz. Nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Tak Nadia? - spytałem dalej obserwując gwiazdy, które przy tej prędkości zlewały się ze sobą.
- Hej Mikuś. - przywitała mnie swoim melodyjnym głosem. A tak! Wspominałem, że jako jedna z nielicznych osób może mówić do mnie Mikuś? Nie? A więc teraz już wiecie.
- Coś się stało? - spytałem.
- Mam dylemat czy założyć różową koronkową sukienkę bez ramiączek czy czarną błyszczącą z paskiem na biodrach...jak myślisz, w której będzie mi lepiej? - zaśmiała się uroczo.
- A gdzie się wybierasz?
- Na premierę jakiegoś głupiego filmu.
- Skąd wiesz, że jest głupi skoro jeszcze go nie obejrzałaś?
- Mam intuicje. - odpowiedziała, a ja mimowolnie przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się sam do siebie. - Więc? W której będzie mi lepiej?
- W czarnej. - odrzekłem i wyobraziłem sobie Nadie w czarnej, obcisłej sukience. Lecz po chwili zgoniłem się sam w myślach. Michael, kolego przecież masz dziewczynę. Tutaj nasuwało się pytanie : Czy my dalej jesteśmy razem? Kochałem ją - to wiem na pewno.
- Masz racje, będę lepiej w niej wyglądać...jesteś już w USA?
- Tak, przyleciałem jakąś godzinę temu. - chrząknąłem.
- Idziesz z nią porozmawiać?
- Z kim?
- No...z rudą. - odpowiedziała chłodno. O dziwo poczułem się dotknięty kiedy powiedziała " z rudą".
- Spotkam się z nią jutro, dzisiaj jestem zbytnio zmęczony.
- Michael...to niema sensu. Musisz skończyć ten związek. - radziła.
- Nie chce go kończyć.
- Dlaczego jesteś tak uparty? Nie kocha cię, a ty musisz przyjąć to do wiadomości. - jej głos stał się ostrzejszy i niestety....bardziej przekonujący, lecz jakaś cząstka mnie krzyczała " Nie słuchaj jej!".
Ale czy była dość silna by przejąć pełną kontrole nad moim umysłem i sercem?
- Cześć Nadia...- westchnąłem.
- Och...dobrze rób jak chcesz. Na razie misiek. - rozłączyła się. Schowałem telefon do kieszeni i nagle zorientowałem się, że jestem już  z powrotem w domu. Wysiadłem z limuzyny i rozejrzałem się wkoło. Jak tu pięknie...to mój dom. Czułem spokój, harmonie, która przepełniała to miejsce. Tutaj gwiazdy świeciły mocniej, a całe zło pozostawało za murami. Wszedłem do swojego domu, do swej kuchni, w której przy stole siedziała  Janet i La Toya.
- Braciszku! - krzyknęły równocześnie oplatając ramionami moją szyje. Poczułem ciepło gdzieś tam w środku. Brakowało mi tego. Brakowało mi rodziny.
Zaczęliśmy rozmawiać. Opowiedziałem im o całej trasie, a one w zamian podzieliły się zemną nowinkami z okolicy. Nie lubiłem plotek, lecz moje siostry wiedziały wszystko o wszystkich, ale ,mimo to słuchałem z udawanym zaciekawienie.   Po godzinie przeprosiłem siostry i ruszyłem do swojej sypialni. Byłam zmęczony po tak długiej podróży...
Kiedy już otwierałem drzwi swojego pokoju usłyszałem cichy głos za swoimi plecami. Odwróciłem się, a za mną stała Ewa z kartka papieru w dłoni.
- Panie Jackson? Miło pana widzieć, jak minęła podróż? - spytała i uśmiechnęła się słabo.
- Witaj Ewa. Podróż...cóż męcząco. Opowiem ci wszystko jutro przy śniadaniu dobrze? - rzekłem i ponownie miałam zamiar przekroczyć próg swojej sypialni.
- Wiem....- zaczęła nie pewnie, a ja znów spojrzałem w jej stronę. Była blada, dziwnie smutna jakby miała się za chwili rozpłakać. - że dopiero co pan wrócił, ale to nie może dłużej czekać. - dodała.
- Coś się stało? - zmarszczyłem brwi zaniepokojony zachowaniem brunetki.
- Ka..kazała mi to przekazać. - wyciągnęła dłoń  z jakąś kopertą. - Pańskie siostry nie mają o niczym pojęcia. Dla pewności nie czytałam tego listu, tylko jestem pośredniczką. Jedyną osobą, której panna Evens ufała na tyle, by poprosić o przekazanie tego skrawka papieru panu. - zakończyła.
- Dziękuje. Dobranoc. - podziękowałem i po chwili siedziałem za zamkniętymi drzwiami swojej sypialni z bladoróżową kopertą w dłoni. Nie chciałem jej otwierać, wiedziałem co jest w środku....
Czy tak ma wyglądać koniec?
Wziąłem głęboki wdech, a potem wydech. Powoli zacząłem rozrywać koperta, z której wypadła złożona w pół śnieżnobiała kartka. Ostatnie pożegnanie?

Rozłożyłem papier i od razu rozpoznałem śliczne i  lekko pochylone w prawą stronę pismo.

                                                                                               ***

 Dzisiaj pisze do Ciebie ten ostatni list...
Co było się skończyło i chociaż było miło...to była głupia miłość. To nas wzmocniło, nie zabiło. To był mój błąd. Dziękuje Ci...nauczyłeś mnie kochać, lecz to mnie przerosło. Wszystko działo się za szybko i to nas zniszczyło Michael. Dzisiaj wiem...że będzie to dla mnie cena lekcja na całe życie. 
Dzisiaj wiem, że to Ci z góry pisali nam los. Michael...kocham Cię do szaleństwo chociaż nigdy tego nie powiedziałam. Pragnę twego szczęścia, proszę uwierz mi.  
Wiem, jestem tchórzem. Nie mam odwagi powiedzieć Ci tego osobiście...
Wiem, że ranie ale nie przeproszę bo tak musi być. 
Prawdopodobnie teraz jesteś smutny, może nawet zły. Ty musisz to zrozumieć!!
Musisz zrozumieć, że robię to dla ciebie. Och...to nie tak miało być.
Michael ty mnie nie kochasz, jesteś po prostu zauroczony...zauroczenie to nie miłość kotku. 
Pamiętaj...zawsze będę przy tobie. W najtrudniejszych momentach przypomnij sobie te wszystkie chwile kiedy byliśmy razem. Ja zawsze będę z tobą,  w twoich wspomnieniach...
Będę Cię wspierać. 
Zawsze będziesz mieć we mnie ostoje. Przecież miłość to uczucie wieczne...
Dzisiaj, teraz możesz mnie nie rozumieć, lecz kiedy nadejdzie odpowiednia pora dojdziesz do wniosku, że prędzej czy później zrobiłbyś to samo. 
Niech ten list będzie moim pożegnaniem. Nie zobaczymy się już więcej i proszę nie próbuj mnie szukać...właśnie w tej chwili znikam z twojego życia. 
Pamiętam jak kiedyś moja mama powiedziała, że ludzie boją się przyszłości ponieważ jej nie znają. Ja już się nie boję, wytatuowałam ją sobie na ścianie. Dobrze wiem czego pragnę. 
Wiesz czego? Twojego szczęścia. 
Na koniec życzę Ci wszystkie najlepszego skarbie.
Bądź szczęśliwy i proszę...zapomnij o mnie.
Kocham Cię. 
                                                                                                                  Twoja Mia. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przedstawiam wam ostatni rozdział...
Jest tu kilka fragmentów z piosenek, które słuchałam pisząc tą notkę.
Jestem tylko trochę smutna myśląc, że to koniec pierwszej części :")
Długo pisałam ten list, chyba nie jestem zbyt dobra w pożegnaniach.
Więc kochani....za niedługo Epilog c':
Przepraszam za błędy.
Wszystkiego dobrego...
Autor.

" To smutne kiedy osoba, która dała Ci najlepsze wspomnienia staje się jednym z nich..."



   



sobota, 2 maja 2015

XVIII "Czasem jedna osoba potrafi wszystko spieprzyć"

Czas mijał bardzo szybko.
Przeleciał kolejny miesiąc.
Mia została tylko na parę dni zemną, potem wróciła do USA.
Ostatnio...rozmawialiśmy coraz rzadziej. A nasze rozmowy wyglądały raczej tak :
- Co u ciebie?
- W porządku. A u ciebie?
- Też.
Mia zachowywała się coraz dziwniej, a ja...nie wiedziałem dlaczego. Zdarzały się dni, a nawet tygodnie bez telefonu. Oddalaliśmy się od siebie, a ja nie wiedziałem co zrobić by temu zapobiec.
Kochałem ją - wiedziałem to na pewno.  Ale czy ona kocha mnie? Nie pokazywała tego...czy kiedykolwiek powiedziała do mnie kochanie? Chyba, że wtedy z Janet..
Może zbytnio się pośpieszyliśmy?
Znamy się dość krótko, a większość tego czasu  jesteśmy razem. Nocami myślałem o przyszłości...co z nami będzie? Czy pora to zakończyć? W każdym związku są ciężkie chwilę.
Wydawało mi się, że Mie to po prostu przerosło...
Z dnia na dzień weszła  w zupełnie inny świat. Straciła mamę, została sama.
To niczyja wina...
Tak po prostu miało być, ale mimo wszystko nie chciałem nawet o tym myśleć. Nie chciałem tego kończyć...

Wróciłem do swojego hotelu. Włochy są pięknym krajem... niema co ukrywać.
Nie mogłem spać. Po godzinie bezsensownej walki zapaliłem lampkę nocną. Wszedłem do łazienki i opłukałem twarz dwa razy zimną wodą. Co tu robić...
Na zegarku, który wisiał w salonie była godzina 23:00. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Pobiegłem szybko do swojej sypialni. Wyjąłem pierwsze lepsze spodni i bluzkę i założyłem je na siebie. Następnie tradycyjnie czarne lakierki, okulary, kapelusz i płaszcz.
Przekręciłem klucz w drzwiach. Ostrożnie wyjrzałem na hotelowy hol. Spojrzałem w lewo. Moi ochroniarze, którzy pilnowali by nikt niepożądany  nie wdarł się do mojego pokoju stali kilka metrów od drzwi i rozmawiali o czymś. Z tej odległości nie słyszałem o czym.
Szybko i cicho jak kot pobiegłem na róg holu, a następnie szybko zniknąłem w windzie. Może było to ryzykowne, lecz co może mi się stać? Jest w hotelu gdzie obecnie śpią same znane osobistości. Więc chyba nie rzucą się na mnie jak stado bawołów prawda?
Jest to bardzo prestiżowy hotel z liczną ochroną. Po 23 na korytarzach nie było nikogo, wiec mogłem swobodnie się przemieszczać. Podziwiałem obrazy słynnych malarzy wiszące na kremowych ścianach, z pozłacanymi rogami oraz rzeźny i popiersia znanych ludzi stojące w podobnych odległościach od siebie. Zjechałam kolejne pietra niżej. Byłem na parterze. Recepcjonista pisał coś w jakim zeszycie za ladą i nawet nie zauważył Michaela Jacksona przechodzącego spokojnie za jego plecami...
Parter był śliczny. Biały płytki na podłodze, kremowe sofy, szklane ściany, pozłacane ozdoby oraz wielki żyrandol z diamentów. Przeszedłem kawałek dalej ciesząc się swobodą. Kolejny korytarz i nagle...bum!
- Jak pan idzie!?
- Bardzo panią przepraszam. - odpowiedziałem. Wyciągnąłem dłoń do kobiety leżącej na ziemi. Po chwili nie pewności chwyciła moją ręką i pozwoliła sobie pomóc. Pomasowała obolałe ramie i jęknęła cicho. Mogłem jej się przyjrzeć dokładniej. Miała bordowe włosy, niebieskie oczy oraz jasną karnacje. Była drobna, średnio wysoka.  Całkiem ładna.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam...- powtórzyłem. Kobiet spojrzała na mnie i znieruchomiała. Zrobiła wielkie oczy i otworzyła odrobinę usta.
- Michael Jackson? - uśmiechnęła się .
- Tak to ja. - westchnąłem również lekko rozchylając wargi. Dziewczyna zaśmiała się krótko i oparła dłonie na biodrach.
- Nie spodziewałam się, że spotkam tutaj Michaela Jacksona.
- Cóż...ja też dzisiaj myślałem, że o 23 korytarze będą puste. - na moje wypowiedź bordowo włosa zaśmiała się melodyjnie.
- Nie mogłam spać i postanowiłam, że troch pochodzę... a ty?
- Również. Nigdy nie mogę tego robić więc skoro natrafiła się okazja...- uśmiechnąłem się.
- Nigdy? - zmarszczyła brwi. Pokręciłem głową na boki na znak, że nigdy. - ja jestem modelką...ale nie aż tak sławną osobą jak ty więc mam trochę luzu..
- Modelką? Proszę mi wybaczyć, ale nie interesuje się modą więc...- wzruszyłem ramionami - jak się nazywasz?
- Nadia Hanizelt.
- Może dasz zaprosić się na herbatę? - zaproponowałem.
- A mogę kawę? - podniosła lewą brew.
- Dobrze, więc zapraszam panią na kawę o 23 w nocy. - klasnąłem w dłonie.

- Co dla państwa? - spytał kelner w białym fartuchu i czarnej kamizelce podchodząc do naszego stolika. Podałem mu menu.
- Poproszę niesłodzoną czarną herbatę z cytryną. - oznajmiłem.
- Tak jest. A dla pani ? - zwrócił się do mojej towarzyszki. Dziewczyna westchnęła głośno po czym oddała kartę kelnerowi.
- Poproszę Latte z bitą śmietaną tylko nie za dużo. Do dekoracji truskawkę oraz czekoladową rurkę.
- Słodzić?
- Nie. Zero cukru. - odpowiedziała szybko. Kelner podziękował za zamówienie i odszedł zanieść je do kuchni. Dziewczyna oparła łokcie na stole, a dłonie splotła pod brodą.
- A więc...jak podobają ci się Włochy? - zagadnęła.
- Śliczny kraj. Od razu mnie urzekł. Jesteś włoszką? - spytałem zdejmując kapelusz i okulary.
- Nie. Amerykanką tylko miałam tutaj pokaz. Ty właśnie odbywasz trasa koncertową prawda?
- Zgadza się, lecz już kończę. Szkoda...rzadko kiedy mam czas na podróże, a poznawanie nowych miejsc to coś cudownego dla mnie.
- Mało czasu? Nie możesz wziąć urlopu? - zdziwiła się poprawiając włosy.
- To nie takie proste...
- Och rozumiem... - rozmowę przerwał nam ten sam kelner. Podał nam zamówione wcześniej napoje i odszedł. Spojrzałem na Nadie, które właśnie brała łyka swojej kawy. Kiedy napotkała moje spojrzenie zatrzepotała zabawnie rzęsami.
Uśmiechnąłem się.
- Mnie z kolei męczy ciągłe życie w biegu. Nigdzie nie zagościłam dłużej niż miesiąc. Zresztą życie na walizkach i mieszkanie w hotelach to...no sam wiesz. - uśmiechnęła się cicho wzdychając.
- Tak rozumiem. Wszystko z czasem się nudzi...- pokiwałem ze zrozumieniem głową. Wziąłem łyk herbaty. - mówisz, że jesteś modelką? - zmarszczyłem brwi. Nadia spojrzała na mnie jak na idiotę.
- Wow...słaby refleks. - zaśmiała się.
- Nie, nie po prostu planowałem nagrać nowy teledysk i jest mi potrzebna dziewczyna. Jesteś modelką, ale chyba zrobisz wyjątek choć jeden raz i zostaniesz aktorką? - uśmiechnąłem się.
- Pewnie! - zawołała. - uwielbiam grać w teledyskach!
- Serio występowałaś już w jakiś?
- Tak, ale były to mniejsze produkcje. Żadne hity.
- Świetnie...emm..mogę twój telefon? Wbije ci mój numer. - Nadio szybko wyjęła z kieszeni telefon w różowej obudowie i podała mi go. Szybko wystukałem poszczególne cyfry na klawiaturze i oddałem dziewczynie komórkę.
Nadia  założyła włosy za ucho. Nagle przypomniała mi się Mia...
- Michael co jest? - spytała miękko tym swoim niezwykle delikatnym głosem.
- Nic ważnego...po prostu coś mi się przypomniało. - odpowiedziałem i wziąłem łyk herbaty.
- Nic ważnego? Jesteś smutny...no dalej. Co ci gnębi? Pani doktor słucha. - podniosłem jedną brew i spojrzałem na dziewczynę. Uśmiechnęła się szeroko. Westchnąłem.
- Chodzi o dziewczynę...
- O w tych sprawach jestem ekspertem.
- Ostatnio rzadko ze sobą gadamy i w ogóle...nie możemy się dogadać. Znamy się dość krótko i może to też jest powód, ale ona...cóż nie jestem pewien czy mnie kocha. - chrząknąłem nie pewnie. Raczej nie mówiłem o swoich sekretach osobie napotkanej kwadrans temu, ale Nadia...była inna. Czułem, że znam ją od dawna.
- Może daj jej trochę czasu. Wiesz bycie dziewczyną Michaela Jacksona musi być trochę trudne. - odpowiedziała kładąc nacisk na słowo "trochę". Pokiwałem głową na znak, że rozumiem.
- No tak...- szepnąłem.
- Wszystko się ułoży zobaczysz. Ej...dobrze będzie. - uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech. Nagle złapała moją dłoń i ścisnęła ją mocno swoją.
- Pamiętaj Michael...zawsze  masz mnie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej :)
Wstawiam tę notkę bardzo szybko wiem, ale potem nie będę miała jak ;-;
Co myślicie o postaci Nadii? Podoba wam się czy też nie? :)))
I jak sądzicie, zamiesza trochę w ich związku czy raczej będzie starała się pomóc?
Napisałam ten rozdział tego same dnia co dodałam XVII :)
Wena przyszła. Dzięki wam!! <3
Jeszcze tylko jeden rozdział, ewentualnie dwa i epilog kochani :")
Dziękuje za komentarze :)
Przepraszam za wszystkie błędy .-.
Miłego dnia.

Ps. Druga cześć będzie o losach Michaela i Mia dalej! Eh...czyli nikt nie chce by mieli dzieci xD

                                       O to jest Nadia! Tak właśnie ją sobie wyobrażam :))
"Osiąganie swoich celów i spełniania mierzeń czyni Ci wielkim - tylko pamiętaj by przy tym kierować się uczciwością i nie krzywdzić innych. "



czwartek, 30 kwietnia 2015

XVII " Kilometry nas nie rozdzielą...nawet ocean "

Polska.
Kraj, który zachwycił mnie od pierwszego spojrzenia...
Zazdroszczę ludziom, którzy tu mieszkają.
Naprawdę chciałbym tu żyć. Przechadzając się alejką wzdłuż jeziorka w Łazienkach Królewskich nie mogłem wyjść z zachwytu.
Po prostu pięknie. Zieleń, woda i do tego ta atmosfera, której nie mogli zniszczyć nawet rozkrzyczani fani. Wprost przeciwnie. Sprawili mi radość. Wielką radość!
Ci ludzie...
Pełni serdeczności i miłości.
Do Polski przyleciałam w sobotę o równej dwunastej w południe. Na lotnisku czekali już na mnie fani, których cóż...było mnóstwo.
Już wtedy ich pokochałem...
Przywitali mnie mili ludzie, a następnie specjalne tancerki zatańczyły krakowiaka.
Polski taniec narodowy. Nie zorientowałem się nawet kiedy sam zacząłem podskakiwać w takt melodii. Uwielbiałem taniec, a każdy nowy, który miałem szczęście oglądać był dla mnie wielkim przeżyciem. Gdybym miał trochę więcej czasu to z chęcią bym się do nich przyłączył. Spektakl nie trwał długo gdyż musiałem ratować się ucieczką. Ochrona nie zdołała powstrzymać fanów...he. Na moich ustach zagościł jeszcze większy uśmiech.
Potem odwiedziłem łazienki królewskie, a następnie pojechałem do pobliskiego domu dziecka. Ofiarowałem podopiecznym nowy telewizor. Chociaż tyle mogę im dać i pomóc.
Kochałem dzieci i chyba każdy o tym wie.
Jeśli w jakiś sposób mogłem im sprawić radość, przyjemność chociaż na chwile to robiłem to.
Nie ważne w jakim kraju. Każde dziecko zasługuje na chwile radości...
Z każdą sekundą Polska zachwycała mnie coraz bardziej.
Popołudniu udałem się na spotkanie z prezydentem Warszawy. Bardzo miły człowiek, którego uśmiech był  szczery i serdeczny. Po dwóch godzinach rozmowy udałem się do sejmu.
Na spotkanie z prezydentem i jego żoną. Przemiłe małżeństwo. Pani Jolanta była tak bardzo pozytywna osobą, a jej mąż niezwykle inteligentną. Na każdym kroku towarzyszyły mi kamery, których po pewnym czasie zacząłem ignorować. Nawet one nie potrafiły zniszczyć mojego humoru.
Po prostu zakochałem się w tym państwie...
Siedząc przy wielkim, okrągłym stole i mając po swojej prawej panią prezydent, a po lewej pana prezydenta czułem się odrobinę skrepowany. Przebywanie w otoczeniu tak wielkich ludzi wywarło na mnie delikatna presje.
- Michael...- zerknąłem dyskretnie w prawo. Pani Jolanta podsunęła mi nieznacznie mikrofon dając do zrozumienia, że teraz moja kolei. Chrząknąłem cicho i chwyciłem wymienioną wcześniej rzecz.
Pochyliłem się odrobinę do przodu i zacząłem mówić :
- Drodzy państwo. Panie prezydencie, pani prezydent...chciałbym coś powiedzieć. - przerwałem na chwili i rozejrzałem się przez czarne szkła okularów przeciwsłonecznych po sali. - Objechałem świat dookoła 6 razy. Byłem w wielu państwach, ale żaden kraj nie zachwycił mnie tak jak polska...

Pod wieczór zameldowałem się w hotelu.
Wchodząc do pokoju, pierwsze co to uderzyło mnie jego piękno, które ukrywało się w każdym najmniejszym detalu. Zamknąłem za sobą drewniane, ciężkie drzwi i przekręciłem metalowy kluczyk. Westchnąłem ciężko zdejmując płaszcz. Rzuciłem go niedbale na skórzaną, kremową kanapę i podszedłem do okna. Odsłoniłem odrobinę firankę spoglądając na zgromadzenie ludzi pod budynkiem. Nie wiem jak musieli dobrze obserwować, ale zauważyli moją szczupłą sylwetkę w cieniu okna po czym  zaczęli piszczeć jeszcze głośniej. Zaśmiałem się. Rozejrzałem się szybko po pokoju i chwyciłem jedną z poduszek na sofie. Podbiegłem do biurka, a z małego, porcelanowego słonika wyciągnąłem marker.
- I Love You. Michael Jackson - napisałem, Odłożyłem pisak i otworzyłem okno wyrzucając poduszkę i machając do tłumu.
- I love you! - zawołałem i zamknąłem szklaną szybę w ciemnej futrynie. Fani zaczęli szarpać biedną poduszeczkę. Wyrywali ją sobie z dłoni i rwali na drobne kawałeczki.
Zapaliłem nocną lampkę stojącą na stoliku. Byłem trochę zmęczony, ale widok z okna sypialni nie pozwolił mi spać. Pałac Kultury i Nauki....coś pięknego. Zwłaszcza w nocy.
Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Mia, lecz nie odbierała. Wysłałem parę sms, ale również nie dostałem odpowiedzi. Wzruszyłem ramionami i poszedłem wziąć prysznic. Przebrany już w luźne ciuchy do spania zamówiłem sałatkę i włączyłem telewizor. Nie rozumiałem ani słowa po polsku, lecz mieli tu również kanały amerykańskie.
Włączyłem na wiadomości.
Kiedy prezenterka coś mówiła, ja wyjmowałem właśnie sztuce  do sałatki, którą zamówiłem parę minut temu.
" Najnowsze wiadomości z świata gwiazd. Zapraszamy państwa serdecznie. Mia Evens, od niedawna dziewczyna króla popu - zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do telewizora - studentka prawa na uniwersytecie Oxford niema kompletnie prywatności. Paparazzi nie mają dla niej litości. Są z nią w każdej chwili życia, dosłownie chodząc za nią krok w krok szukając nowych niusów." oparłem zdenerwowany dłonie na biodrach i pokręciłem głową.
- Dajcie jej spokój! - krzyknąłem i rzuciłem poduszką w czarne pudło. Szybko chwyciłem telefon leżący spokojnie na stoliku. Wybrałem numer do Mia, ale i tym razem nie odebrała.
Wziąłem głęboki wdech, zdenerwowany tym wszystkim. Podszedłem do blatu i nalałem sobie szklanki wody mineralne. Powoli wypiłem przezroczystą ciec i nagle rozbrzmiało pukanie. Odłożyłem naczynia i podszedłem do drzwi.
- Kto tam? - spytałem.
- Ja..-usłyszałem cichy głosi. Głosik, który znałem. Zmarszczyłem czoło i szybko przekręciłem klucz. Pociągnąłem za klamkę i stanąłem jak sparaliżowany.
- Mia?


- Michael...- pisnęła rzucając mi się na szyje. Objęła moją szyje ramionami i oparła głowę na klatce piersiowej. Owiłem swoje dłonie wokół jej tali, a stopą zamknąłem drzwi. Byłem szczerze szokowany jej widokiem. Naprawdę się tego nie spodziewałem. Wzdychałem znowu jej słodki różany zapach perfum i fiołkowego szamponu do włosów. Mmm...kocham fiołki.
- Co ty tu robisz? - spytałem. Rudowłosa odsunęła się odrobinę, lecz dalej pozostała w moich objęciach. Spojrzała mi w oczy. Dwa czarne koraliki... z tym dziwnym, intrygującym płomykiem.
- Przyjechałam do ciebie ponieważ się stęskniłam. Masz coś przeciw temu? - zmarszczyła czoło.
- Oczywiście, że nie. Ja też bardzo tęskniłem...- musnąłem delikatnie jej usta. Oblizałem wargi czując smak owocowej pomadki. Odwzajemniła pocałunek. Przysunąłem ją bliżej siebie, a ona zanurzyła palce w moich wilgotnych jeszcze odrobinę kosmykach włosów. Mój oddech przyspieszył, i zgrał się w jedno z jej. Podniosłem ją ostrożnie i położyłem na kanapie w salonie. Usiadłem na niej okrakiem, a potem  odszukałem jej nadgarstki i ulokowałem je nad rudą główką i przytrzymałem jedną ręką.
Pisnęła cicho kiedy moje usta zjechały trochę niżej. Na szyje, a potem na dekolt...
Podnosiła się odrobinę i opadała bezwładnie na  sofę.
- Panie Michael? Sałatka. - odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Spojrzałem w drzwi, w które ktoś uporczywie pukał. Podszedłem do nich poprawiając kołnierz.
- Dziękuje - powiedziałem odbierając potrawę. Przekręciłem kluczyk w drzwiach, a potem odstawiłem jedzenie na blat kuchenny. Mia siedziała na kanapie i chichotała.
Pokręciłem głowa również trochę rozbawiony.
- Masz ochotę na sałatkę? - zaproponowałem pokazują dłonią na miskę pełną pomidora, sałaty i innych rzeczy. Wstała i uśmiechnęła się szeroko podchodząc do mnie.
- Z przyjemnością. - szepnęła składając delikatny pocałunek na moim policzku.
- Widzę, że przyjechałaś do mnie by sobie tylko pojeść. - zaśmiałem się.
- To taki mały bonus...- odwzajemniła uśmiech.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uwaga! Nie musisz tego czytać, jeśli nie masz ochoty słuchać mojego narzekania B)

Cześć...
Napisałam ten rozdział jakiś czas temu i powiem, że nie jestem zadowolona.
Nie wiem dlaczego w ogóle go dodaje.
Końcówka sama mi się nasunęła bo....taka mi  pasowała?
I nie miałam pomysłu na inną .-.
Więc mam nadzieje, że w następnym najdzie mnie wena i wymyśle co Mia może mu powiedzieć :")
Jestem totalnie wykończona więc nawet nie sprawdzałam błędów. Wiem, że słowa "drzwi" się za często pojawia, ale jak inaczej mogę je zastąpić? Wrota, drewniany prostokąt? Nie wiem...
Kompletnie nie mam pomysłu na koniec. Napisałam już dwa ostatnie rozdziały, a za nic nie mogę napisać notek wcześniejszych. Dobra...to ja nie zamulam.
Miłego dnia.
Dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednim.
Przepraszam za błędy.
Ps. W tym rozdziale jest wiele faktów prawdziwych, a przynajmniej zdarzeń. I zdanie, które wypowiedział Michael jest prawdziwe.
Pss. Jak podoba się nowy wygląd bloga? :)

PAMIĘTAJCIE WYWIESIĆ FLAGĘ!!
Przepraszam ale duch patrioty nakazał mi o tym przypomnieć :3

                             " To nasze życie i mamy prawo ułożyć je sobie jak tylko chcemy "




czwartek, 16 kwietnia 2015

XVI "Jak mnie przestaniesz kochać, to zostaw mi przynajmniej przyjaźń"


Schodziłem powoli z platformy, potocznie nazywanej sceną. Mrużyłem oczy, przymglony blaskiem reflektorów. Jakby z końca pokoju, bardzo oddalonego dochodziły do moich uszów brawa i piski kobiet. Poczułem klepniecie na ramieniu i jakiś nie wyraźny dźwięk, nie pamiętam już kto to był.
Przyłożyłem dłoń do czoła schodząc po schodkach do piwnicy. Chybotałem się na nogach, lecz za wszelką cena starałem się postanowić stopę na właściwym schodku, a nie na jego falującym cieniu.
Czułem przyjemne kucie w gardle. Było mi gorąco mimo chłodnej temperatury panującej w pomieszczeniu. Mrugałem co ułamek sekundy, starając się pozbierać w całość zamazaną rzeczywistość. 
Drżącymi dłońmi wyjąłem klucz ze spodni. Po kilku nieudanych próbach, gdzie metalowy przedmiot trafiał wszędzie tylko nie w dziurkę szarpnąłem klamkę. Wpadłem do pokoju ale natychmiast cofnąłem się gwałtownie porażony intensywnym, żółtym światłem lamp. 
Upadłem na łóżko starając się złapać oddech. Wszystko się kręciło, czułem przyśpieszone bicie serca i pulsującą żyłę na szyi. 
- Panie Jackson...- niewyraźne słowa, które wydawały się dochodzić z daleka uderzała raz za raz w moje uszy z podwojoną siłą. 
Ostatnie co pamiętam to szarpniecie, delikatne ukłucie i ulgę kiedy chłodny płyn wypełniał mój krwiobieg...

Leżałem. Tylko leżałem, już od jakiegoś czasu nie spałem ale nie chciałem otworzyć oczów.
Wiedziałem, że kiedy to zrobię będę musiał wstać. Wziąć słoik, strzykawkę i wbić w miarę całą żyłę.  Byłem w pokoju hotelowym, w Niemczech.  Zmęczony zarówno fizycznie jak i psychiczne po wczorajszym koncercie nie miałem siły podnieś dłoni. 
- Ehem...proszę pana? - znałem ten głos. Było to mój osobisty lekarz. Sam nie wiem czemu, ale poczułem ulgę. Podniosłem powoli powieki, szukając wzrokiem czarnoskórego człowieka. 
Stał obok ubrany w swój szary garnitur. Oparłem się na przedramionach i chrząknąłem zaspany. 
- Jak się pan czuje? - spytał siadając na beżowym fotelu przy oknie. Założył nogę na nogę i uśmiechnął się blado, zakładając dłonie za kolano.
- W porządku...- odpowiedziałem cicho - Lecz boli mnie trochę głowa. - dokończyłem ziewając.
- To przez wczorajszy dzień. Zje pan śniadanie i zażyje leki i będzie dobrze. Obiecuje. - odpowiedział wstając. Dobrze wiem co przez " leki" miał na myśli. Co prawda to prawda, w pewnym sensie pomagały.
Tutaj niema się co dziwić. Wszystkie sławne gwiazdy biorą narkotyki. Ja również, lecz tylko podczas tras koncertowych, występów całonocnych...
Wiem, że ciężko jest to zrozumieć osobie patrzącej z boku, niewtajemniczonej, ale proszę, uwierzcie mi...taki już jest świat, a świat osoby sławnej to czyste szaleństwo.

- Jak poszła ci sesja? - spytałem obserwując, a raczej patrząc z nudów na krajobraz za oknem, 
Jechałem właśnie z eskortom 32 ochroniarzy, 5 lekarzy, 2 tłumaczy oraz wielu innych ludzi, nie wyłączając paparazzi na spotkanie z prezydentem miasta Berlin Klausem Jergen. Spotkanie nowych osób, których doceniam zawsze budziło u mnie ekscytacje, teraz również mimo, że nie okazuje tego publicznie. 
- W miarę, gdzie teraz jedziesz? - głos Mia był lekko zachrypiały, tak jakby go długo nie używała.
- Na spotkanie z prezydentem miasta Berlin. To podobno bardzo sympatyczna człowiek. - odpowiedziałem. Usłyszałem ciche kaszlniecie w słuchawce telefonu.
- Przeziębiłaś się? Jak się czujesz? - spytałem marszcząc brwi. 
- Wczoraj był bardzo ładny dzień, więc nie zakładałam kurtki kiedy wychodziłam na uczelnie, ale...po południu zaczęło mocno lać. - westchnęła. 
- Wygrzewaj się kochanie.
- Ehem, tylko niema kto mnie ogrzać. - jęknęła z smutkiem w głosie. Uśmiechnąłem się pod nosem. 
- A kto by miał to zrobić? - rzekłem przeciągając ostatnią sylabę.  
- Mmm...jest paru chętnych. - odpowiedziała żartobliwie. Mimowolnie wyobraziłem sobie jak zadziera wysoko głowę i podnosi brwi. 
- Wszyscy o tym marzą, i tylko tyle mogą. Bo ja tu trzymam wartę i niema żadnych zmian. - odpowiedziałem niezwykle poważnie. I szczerze.
- Och Michael...
- Mogę ci coś powiedzieć?
- Tak?
- Żyje już trochę na tym świecie, i powiem ci, że świat jest piękny. Lecz tylko nim się podzielę, tobą już nie, bo jesteś tylko moja. Z tobą chce być zawsze razem, opiekować i...poczuć jak znów się kocha. - wyszeptałem przygryzając wargę, a przed oczami pojawił się obraz tej pamiętnej nocy. 
- Ten twój romantyzm...brakuje mi go - odpowiedziała piskliwie. 
- Wytrzymaj jeszcze te dwa miesiące skarbie. Potem znów będę do twojej dyspozycji - powiedziałem żartobliwym tonem. W słuchawce rozbrzmiał melodyjny śmiech Mie. 
- Obsługa całodobowa tak? 
Roześmiałem się głośno, ale po chwili spoważniałem.
- Brakuje mi ciebie...
- Mi ciebie też...
Nagle ktoś zapukał w szybę limuzyny. Co? Już jesteśmy na miejscu? 
- Muszę kończyć kochanie. Później zadzwonię.
- Dobrze, papa - odpowiedziała. Schowałem telefon do kieszeni płaszcza.
Drzwi otworzył szofer i w tej samej sekundzie rozbrzmiał wielki hałas składający się z pisków, krzyków pełnych szczęścia. Wysiadłem rozglądając się na boki. Było pełno ludzi, którzy pragnęli mnie zobaczyć. Uśmiechnąłem się serdecznie i pomachałem do nich. Uwielbiałem spotkania z fanami, czułem ich radość, która mnie wypełniała. Chciałem do nich podejść, podpisać autografy i plakaty, ewentualnie przytulić, lecz nie było ani chwili czasu. I tak już byłem spóźniony i to nie w elegancki sposób. Obstawiła mnie ze wszystkich stron ochrona, która pilnowała by czasem ktoś się do mnie nie zbliżył. Pierwszy raz w życiu mnie to wkurzyło...
Szybko weszliśmy przez szklane, wielkie drzwi  i powędrowaliśmy białym korytarzem w górę. Poręcz schodów była złota. Co parę centymetrów było wygrawerowane jakieś niemiecki słowo.
- Co to znaczy? - szepnąłem do kobiety po mojej prawej. Wskazałem palcem na słowo.
- Witajcie w domu - przeczytała.
- Ooo...- odparłem przypominając sobie mój własny i jedyny dom w Neverlandzie. 

Spotkanie przebiegło szybko, lecz w sympatycznej atmosferze. Na tyle sympatyczne, ile może być oficjalne spotkanie z kamerami. 
Prezydent Berlina podarował mi złotą szable, która była pamiątką narodową. Byłem szczerze zaskoczony, tak wyjątkowym prezentem. 
Wychodząc z budynki spędziłem około godziny na rozdawaniu autografów. 
A następnie pojechaliśmy na lotnisko gdzie czekały już na nas spakowana walizki i samolot gotowy do odlotu.
Cóż...lecimy dalej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tam tamm tadam c:
Wiem, że rozdział jest trochę o niczym i wg, ale to jest tylko cisza przed burzą :3
Będzie się działo w następnych rozdziałach. Obiecuje buhahah xD
Liczę na szczere komentarze. Walcie prosto z mostu...ja się nie obrażę :)
Przepraszam za wszystkie błędy " Jestem kiepska z ortografii"
!!! Zapraszam do ankiety !!!
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE :)
Miłego dnia.
#InnocentMichaelJackson.

" Człowieka niszczy w życiu wiele rzeczy. Ważne by zdać sobie sprawę co - albo kto "



środa, 8 kwietnia 2015

XV " Jeśli kocha to wróci "

To co poczułem w tamtym momencie...jest czymś nie do opisania.
Żal, złość, smutek...to za mało.
Niema takich słów...
Rozczarowałeś się kiedyś na rodzinie? Siostrze, bracie? Co wtedy czułeś?
Dokładnie...to samo teraz ja czuje.
Wpatrywałem się w rudowłosą z niedowierzaniem.
- Że co? - spytałam, modląc się w duchy, że to tylko jakiś kiepski żart.
Mia westchnęła, a w brązowych oczach widziałem, że jest jej równie ciężko co mi.
- Tak mi przykro...- szepnęła.
- Skąd wiecie, że Janet ukradła mi piosenkę? - spytałem spoglądając na Ewe.
- Słyszałam w radiu. Utwór cudowny, wykonanie złe..- te ostatnie słowa brunetka powiedziała jakby z pogardą. Wyprostowałem się i złapałem za głowę.
- Nie do wiary...- prychnąłem pod nosem.
- Kochanie...- poczułem dłoń Mie na  ramieniu.
- Moja własna siostra...jak mogła, po prostu jak..? - zakryłem twarz dłońmi.
Czułem ból, świat nagle stał się tak zamazany. Ludzie tacy obcy...
W jednaj sekundzie straciłem całe zaufanie. Miałem milion myśli w głowię. Mój umysł nie przyjmował do wiadomości, że Janet mogła mi to zrobić...
Nagle, w jednej sekundzie straciłem wszystko, wszystkie wartości, na których mi zależało...
Zaufanie, rodzinna, została tylko miłość...

Minęły trzy dni...
Nie rozmawiałem z siostrą,  miałem do niej żal. Wszędzie słyszałem jej piosenkę. Poprawka moją piosenkę. Trudno było skoncentrować się nad pakowaniem rzeczy, więc pomagała mi w tym Mia.
Przez te ostatnie dni tylko z nią rozmawiałem. Z jedyną osobą, której jeszcze ufałem...
Moi rodzice dzwonili do mnie, lecz ja nie odbierałem. Odsłuchiwałem tylko wiadomości od nich nagrane na sekretarkę. Chwalili ją, jej nowy autów, który w zaskakująco krótkim czasie stał się hitem.
Czułem pustkę, coś we mnie pękło.
Zrozumiałbym jakby ktoś obcy to zrobił.
Zrozumiałbym jeśli by przyszła do mnie i spytała, czy może ją zaśpiewać.
Ale tego nie...
A nawet jeśli zrozumie, to nie zaakceptuje.
- Michael? - usłyszałem zaniepokojony kobiecy głos.  Powróciłem do świata realnego, odrywając się od rozmyśleń. Obok mnie siedziała  Mia z zmartwionym wyrazem twarzy.
Próbowałem się uśmiechnąć, lecz wyszedł mi raczej grymas.
- Michael, nie możesz siedzieć i nic nie robić. Jedź do niej i z nią porozmawiaj. - powiedziała. Westchnąłem.
- Nie wiem czy chce ją widzieć...- odpowiedziałem spuszczając wzrok na podłogę.
- Nie może ujść jej to płazem. - rzekła.Wstała i wyjęła z szafy kolejną koszule. Złożyła w kostkę i włożyła do walizki.
- Może, powonieniem dąć jej szanse by mi to jakoś wytłumaczyła...- szepnąłem. Usłyszałem jak Mia rzuca jedną z koszul na fotel.
- Chyba żartujesz...- powiedziała oburzona. Spojrzałem na nią, była zła.
- Nie. Mia...to moja siostra.
- Wiem i rozumiem to, lecz ukradła Ci piosenkę! Takich rzeczy się nie robi, a w szczególności swojemu bratu! - Z jednej strony czułem, że ma racje, a z drugiej wierzyłem, że Janet miała powód by tak postąpić.
- Kotek...- Mia chwyciła moją dłoń - ja wiem, że ty jesteś po prostu za dobry do ludzi, lecz nie każdy zasługuje na twoje dobro, więc nie trać czasu na ludzi, którzy tego nie doceniają. - zakończyła. Przymknąłem oczy kręcąc głową.
- Tak wiem. Kiedyś ktoś powiedziała, że człowiek uczy się życie do dwudziestki.
Bzdura, ja mam dwadzieścia pięć lat i dalej nie wiele wiem... - westchnąłem.
- Cóż...podobno chłopcy dojrzewają wolniej. - uśmiechnęła się pobłażliwie i złożyła krótki pocałunek na moim policzku.
Zaśmiałem się krótko. Pierwszy raz od bardzo długa...

Został jeden dzień do odlotu.
Po długiej rozmowie z Mia zrozumiałem, że muszę wyjaśnić całą sprawę.
Kazałem swojemu kierowcy z samego rana zawieź mnie do Las Angeles.
Po co? Ona tam mieszkała...
Myślałem co jej powiedzieć. Nie chciałem na nią krzyczeć, zresztą ja na nikogo nie potrafię się wydzierać. .
Po czterech godzinach byliśmy na miejscu. Wysiadłem z auta, a w myślach powtarzałem sobie " Dasz rade, dasz rade"
Lecz to co zobaczyłem zaskoczyło mnie całkowicie.
Janet stała wiernie słuchając słów, które wypowiadała rudowłosa.
Mia ubrana w swój granatowy garnitur, stała pewna siebie z założonymi rakami.
- Jak mogłaś coś takiego zrobić! - krzyczała.
- Najwyraźniej mogłam...- odpowiedziała jej Janet z złośliwym uśmieszkiem.
- Własnemu bratu?!
- A dlaczego nie? Bratu, siostrze, ojcu. Bez różnicy...- wzruszyła ramionami.
- Nie masz wyrzutów sumienia? - spytała Evens.
- Nie...
- Zapomniałam, tacy jak ty nawet nie wiedzą co to znaczy..- prychnęła Mia i położyła dłonie na biodrach.
- Wiesz co..- zaczęła Janet podchodząc bliżej do rudowłosej - dziwie się tobie. Jesteś tak bardzo zanim, widać, że zrobiłabyś dla niego wszystko bez żadnego zastanowienia. Ale myślałaś kiedyś czy on by zrobił to samo dla ciebie? Kim jesteś? Aktorką, modelką, piosenkarką? Nie, jesteś zwykłą dziewczyną...jesteś nikim. - wypowiedziała to wszystko z pogardą, nachylając się w stronę Mie. I nagle Janet zatoczyła się do tyłu z powodu ciosu w policzek, który dostała od mojej dziewczyny.
Podbiegłem do nich szybko i zasłoniłem Mie własnym ciałem, by czasem moja siostra nie zechciała się zrekompensować.
- Michael? - zdziwiła się na mój widok. Stanąłem przed nią i spojrzałem na Janet, która rozmasowywała czerwone miejsce na twarzy.
- Janet. - kiwnąłem głową.
- Michael? - zdziwiła się również mocno co Mia.
- Musimy porozmawiać..- oznajmiłem. Przytaknęła lekko zmieszana i ruchem dłoni kazała iść za sobą. Chwyciłem dłoń Mie na znak, że potrzebuje jej wsparcia. Splotła nasze palce razem, mówiąc tym samym, że jest przy mnie.

- Dlaczego to zrobiłaś? - spytałem. Znajdowaliśmy się w jej salonie. Dziewczyny siedziała na przeciwko siebie zerkając od czasu do czasu na siebie morderczym spojrzeniem. Natomiast ja nie mogłem usiedzieć w miejscu, więc spacerowałem po pokoju.
- Coś Ci zrobiłem, że tak postąpiłaś? - westchnąłem ciężko.
Szatynka chrząknęła i założyła nogę na nogę.
- Po prostu raz chciałam być lepsza...- odpowiedziała tak cicho, że ledwo co usłyszałem. Spojrzałem na nią zaskoczony.
- Lepsza? Kradnąc mu piosenkę!? - spytała Mia przez zaciśnięte zęby.
- Tylko to wpadło mi do głowy...- odpowiedziała wyraźnie zawstydzona.
- Janet - usiadłem obok niej. - czemu chciałaś być ode mnie lepsza? Jesteś przecież jedyna  w swoim rodzaju, masz własne pomysły oraz wyjątkowy głos. Ja nap...
- Ale to ty odnosisz sukcesy! - przerwała mi.
- Ty jesteś zazdrosna? - zmarszczyłem czoło.
Nic nie odpowiedziała. Wstałam masując sobie kark, jak to zazwyczaj robiłem kiedy nie wiedziałem co powiedzieć.
- Czemu nie zapytałaś Michaela czy nie mógłby Ci oddać praw autorskich do utworu? - wtrąciła się Mia znaczniej spokojnie niż wcześniej.
- Wstydziłam się...wiem, wiem teraz to wszystko brzmi głupio, ale wcześniej miało sens. - odpowiedziała. Mia prychnęła pod nosem mówiąc :
- Myślałaś, że to nie wyjdzie na jaw? Że nie kapnie się, że śpiewasz jego piosenkę?
- Nie zastanawiałam się nad tym. Robiłam to co nakazywało mi serce...
Stałem wpatrzony w krajobraz za oknem.
Zapomnieć całkowicie o tej sprawie?
Kazać siostrze by wyznała prawdę ludziom?
Po dłuższej chwili milczenia odwróciłem się w jej stronę.
- Janet, jesteś moją siostrą i nieważne co zrobisz kocham Cię. I zawsze tak będzie, choćbym nie wiem co się działo nic tego niezmienni. Naprawdę zraniłaś mnie, ale mogę o tym zapomnieć tylko proszę...nie bądź nigdy więcej o mnie zazdrosna. Bądźmy rodzeństwem, bratem i siostra tak jak dawniej. - usiadłem koło niej i ująłem jej dłonie w swoje. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale za chwili z jej oczów wylały się łzy.
- Siostra..- przytuliłem ją mocniej. Zerknąłem na swoją dziewczynę, która uśmiechała się do mnie, lecz jej oczy były dziwne jakby...smutne.

- Będę tęsknić..- powiedziała przez płacz Mia, którą już od dłuższego czasu trzymałem w objęciach. Nie chciałem by płakała, by tak bardzo to przeżywała. Wiedziałem, że bała się, że poznam inną kobietę i...
- Kochanie, proszę nie myśl tak...- poprosiłem. Dziewczyna odsunęła się na kilka centymetrów ode mnie i spojrzała w oczy. - moje serce zostawiam tu, zdane na twoją łaskę. - szepnąłem odgarniając pasmo rudych włosów z jej twarzy.
- A czy mogę prosić do kompletu resztę? - zapytała ocierając pojedynczą łezkę z swojego policzka.
- Zobaczysz, trzy miesiące szybko minom. - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Panie Jackson? Musimy już lecieć. - podszedł do nas członek ekipy, który towarzysz mi już w takich podróżach od paru lat.
- Jeszcze minutka - odpowiedziałem.
- Dwie. - poprawiła mnie Mia. - uważaj na siebie - dodała na koniec.
- Obiecuje. - nachyliłem się i musnąłem wargami jej czoło. - Do zobaczenia kochanie. - szepnąłem i wypuściłem ją z objęć.
- Do zobaczenia Michael - odpowiedziała siłując się na uśmiech. Zrobiłem krok w tył i skierowałem się w stronę samolotu. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiam ją samą. Ale nie mogłem odwołać trasy. Usiadłem na białym, skórzanym fotelu i obserwowałem jak szofer, trochę już starszy, miły człowiek delikatnie zwraca uwagę rudowłosej, która wpatrywała się w samolot. Poprosiłem go by odwiózł dziewczynę bezpiecznie do domu kiedy ja nie będę mógł tego zrobić.
- Uwaga, proszę zapiać pasy, za chwile wystartujemy. Miłego lotu - powiedziała stewardesa i zniknęła  za niebieską zasłoną.  Spojrzałem ponownie przez szybę na dziewczynę.
" Kocham Cię " wypowiedziałem te słowa poruszając tylko wargami.
" Kocham Cię " odpowiedziała posługując się tym samym.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej : )
Zdjęcie powyżej - Właśnie tak wyobrażałam sobie strój Michaela na lotnisku.
Jak po świętach? Ja od razu zachorowałam .-.
Mia... czy nie uważacie, że jej zachowanie robi się coraz bardziej podejrzane? :3
Myślę, że jeszcze około 4 - 6 rozdziały i kończymy pierwszą cześć :")
Chcielibyście drugą? : )
Czy już macie mnie dość xD
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE <3
Miłego dnia.
Ps. Przepraszam za błędy .-.
#InnocentMichaelJackson.

                                        " Obserwuj , tylko żeby czasem Cie nie zauważyła " Xdd

                               " Myślę, że pewna cześć mnie zawsze będzie czekała na ciebie..."





poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Nowy blog!

"Zawzięci, nieufni, źli to my, tu każdy ma historie lepsza niż niejeden film.
Wieczne pole bitwy, dzielnica dwóch klubów, pasja to alternatywa dla dzieciaków na podwórku"

Cześć kochani :)
Zapraszam was serdecznie na nowego bloga :
[ KLIK ]
Jeszcze nie dodałam prologu, ani pierwszego rozdziału, ale zapraszam na zakładkę " Historia"
Tam jest wyjaśniona nowa fabuła c:
Od razu mogę powiedzieć, że jest to trochę inna historia. No bo..kryminalista, banda itd. :3
Ale również MJ xD
Proszę zajrzyjcie, dajcie mi szanse :)
Może wam się spodoba, a jeśli nie to również zrozumiem c:
Czekam na wasze opinię, chciałabym wiedzieć ilu osobom podoba się nowy blog i czy warto go zaczynać. Dla mnie to mega motywacja i radość, a dla was to tylko minutka roboty, ewentualnie dwie c;
Miłego dnia.
Autor.

piątek, 3 kwietnia 2015

XIV ,,Ważne by w życiu napotkać problemy, a najważniejsze to mieć osobę, dla której chcesz je pokonać "

Czas leciał bardzo szybko...
Codziennie o świcie jeździłem do studia, by zakończyć przygotowania przed trasą koncertową. I wracałem późno wieczorem. Pracowałem z najlepszymi tancerzami w kraju, a producent i jego ludzie nie dawali ani sobie ani nam jakiegokolwiek luzu. Wszystko było już prawie gotowe. Trasę jeszcze raz dokładnie sprawdzono i przemyślano tak by była jak najbardziej komfortowa oraz, żeby przyniosła jak najlepsze zyski. Nie myślałem o rzeczach materialnych, chciałem dać z siebie sto procent, a może nawet więcej. Oddać tym wszystkim ludziom, moim fanom całe swoje serce. Koncerty musza być idealne. Po prostu muszą!
Z Mia chodziliśmy już jakiś czas. Było nam ze sobą dobrze. Oczywiście z związku z tym, że Mia została "oficjalnie" moją dziewczyną prasa zainteresowała się nią jeszcze bardziej i w błyskawicznym tempie dowiedziała się, że Michael Jackson chodzi z nieznaną przez media studentką. Wcześniej również mieli ją na oku, lecz nie "pełzali" za nią w kółko, nie czaili się pod jej domem ani nie jeździli za jej samochodem. Spotykaliśmy się zazwyczaj u mnie. Wtedy mieliśmy pewność, że jesteśmy sami. Ochrona już oto zadbała. Czasem wybieraliśmy się do restauracji, kina czy teatru. Lecz była to rzadkość...prasa.
Bałem się o Mie. Nagle, bez zapowiedzi weszła w świat celebrytów. Z dnia na dzień pod jej domem stało kilkadziesiąt czarnych wanów z paparazzi. Z dnia na dzień media wiedziały o niej prawie wszystko. Kiedy się urodziła, gdzie studiowała i jaki kierunek, wszystko o jej rodzinie, nawet dowiedzieli się ( nie wiem jakim cudem ) o tym, że miała depresje w wieku 11 lat z powodu śmierci swojej ukochanej złotej rybce!
Wiedziałem, że jest tym przerażona.
Mówiłem jej, że z czasem się do tego przyzwyczai. Początki zawsze są trudne.
- Mia, kochanie pamiętaj proszę, że teraz wiele, naprawdę wielu ludzi będzie chciało się do ciebie zbliżyć. Zostać twoimi przyjaciółmi...- szepnąłem do jej ucha pewnego wietrznego wieczora, kiedy siedzieliśmy w moim salonie oglądając stara fotografie mojej rodziny.
Brązowooka przytaknęła głową.
- Wiem, już tak się dzieje. - westchnęła.
- Takie uroki sławy...- chrząknąłem bawiąc się kosmykiem jej rudych włosów.
Mia uśmiechnęłam się i przewróciła następną stronę albumy.
- Życie zaskakuje prawda? Nic nigdy nie da się zaplanować, ani przewidzieć...- pokręciła niedowierzająco swoją uroczą główką.
- Co masz na myśli? - również rozchyliłem wargi w delikatnym uśmiechu.
- Chodzę z  Michaela Jacksona, to nie przytrafia się każdemu prawda? - spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczami. Prychnąłem cicho.
- Ja też nigdy nie sądziłem, że będę chodzić z rudowłosą dziewczyną...- przewróciłem teatralnie oczami. Zerknąłem na nią, była wściekła. Musiałem się naprawdę kontrolować by nie wybuchnąć śmiechem.
- Mógłbyś powtórzyć? - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Ehh...Kochałem ją mocno, i również mocno uwielbiałem ją wkurzać.  
- Podobno rude jest wredne. - szepnąłem.
Podniosła brew po czym wstała i bez słowa skierowała się w stronę drzwi.
- Ej! - roześmiałem się. Przycisnąłem ją delikatnie do ściany i położyłem dłonie przy jej twarzy, tworząc klatkę, którą sam tworzyłem swoim ciałem. Zauważyłem, że kącik jej ust podskoczył do góry na ułamek sekundy.
- Żartowałem, nie bądź na mnie zła... - poprosiłem.
- To, że jestem ruda nie znaczy, że jestem wredna, fałszywa i w ogolę. - próbowała zrobić obrażoną minę, lecz jej oczy były wesołe.
- Oczywiście...- zaśmiałem się krótko i złączyłem nasze usta w pocałunku.

- Zgodnie z planem, na każdy kraj przeznaczone są trzy dni. Pierwszy na przylot i spotkanie z przedstawicielami poszczególnych państw. Drugi na przygotowania przed koncertem oraz sam koncert i trzeci na ewentualnie, krótkie spotkanie z fanami i wylot - zakończył producent. Zataczałem kółka palcem po szklanym stole. Producent, organizatorzy i cała ta ekipa ustalała ostatnie szczegóły. Nie wiem po co w ogóle byłem tu potrzebny, Chyba tylko bym był...
Pasowała mi organizacja trasy...
- Panie Jackson? - do rzeczywistości przywołał mnie głos jednego z organizatorów. Zerknąłem na niego.
- Słucham? - odpowiedziałem.
- Czy odpowiada panu? - spytał.
Zmarszczyłem czoło.
- Ale co?
- No...cała trasa.
- A! tak, tak... - odparłem. Zresztą nawet jeśli powiedziałbym nie to nic by to nie zmieniło. Przecież został równy tydzień.
- Dziękuje panom za spotkanie. - wstał i poprawił garnitur producent.

Zaraz po spotkaniu miałem obowiązkową wizytę u psychologa. Jak zawsze przez koncertem przygotowywał mnie przed całym tym wysiłkiem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Za każdym kolejnym razem, te same pytanie typu  "Jakie jest pana podejście do tej sprawy?", " Czy nie odczuwa pan dyskomfortu kiedy myśli o trasie?"
Odpowiadałem tak samo jak zawsze, zmęczony tą ciągłą periodycznością.

Wróciłem do domu późno. Wszedłem do przed pokoju zdejmując mokrą od deszczu kurtkę i czapkę.
- Zimno.. Ewo mogłabyś zaparzyć mi herbatę? - spytałem wchodząc do kuchni. Drgnąłem zaskoczony kiedy przy stoliku siedziała Mia z moją kucharką. Nie powiem była to miła niespodzianka.
- Oo! Mia, czemu nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz? - podszedłem do niej i pocałowałem na przywitanie w policzek.
- Miłe cię widzieć Michael...- posłała mi smutny uśmiech. Zerknąłem na Ewe, która była również zmartwiona co rudowłosa.
- Co się dzieje? - spytałam przeciągając słowo " dzieje"
Dziewczyny zerknęły na siebie nie pewnie.
- Michael, kochanie pamiętasz jak ostatnio opowiadałeś mi o swojej najnowszej piosence " Smile"? - zaczęła moja dziewczyna.
- Taak...to ma być specjalna piosenka na zakończenie każdego występu podczas trasy koncertowej. Szczerze mówiąc, jest to moja ulubiona piosenka. - odpowiedziałem.
- No właśnie bo...- wtrąciła się Ewa, lecz szybko spuściła wzrok.
- O co chodzi? - zmarszczyłem czoło spoglądając na Mie. Dziewczyna przygryzła dolna wargę i założyła pasmo rudych włosów za ucho
- Nie możesz już wykonać tej piosenki...- wydusiła to w końcu z siebie.
- Dlaczego? -  uśmiechnąłem się delikatnie.
Brązowooka wymieniła spojrzenie z Ewą i odpowiedziały równocześnie.
- Janet ukradła ci piosenkę...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry c:
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE! :*
Jak idą przygotowania do świąt? Ja muszę jeszcze upiec dwa ciasta .-.
Myślę nad założeniem drugiego bloga. Jest to pomysł, nad którym ciągle się jeszcze zastanawiam c:
Ale jeśli bym rozpoczęła pisanie następnego bloga, to kto by czytał? :)
Jeśli w miarę sporo osób to może...:)
Przepraszam Was za wszystkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne :/
( Ciągle się jeszcze uczę Xd )
Miłego dnia.
                                    O tak. Dokładnie jak ja kiedy dostanę szóstkę z matmy :3
                                                     
,, Wszyscy uczą mnie jak postępować, robić i co mówić. A ja mam to gdzieś - jestem sobą, a nie ich marionetką"






czwartek, 2 kwietnia 2015

Dziękuje, to niezwykłe...

To coś niesamowitego...
Tak bardzo się ciesze i po prostu nie mogę w to uwierzyć...
TO WSZYSTKO DZIĘKI WAM !!
PONAD 6000 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ !!
Nigdy bym się nie spodziewałam, że mój blog, moja mała historyjka będzie tak popularna!
To jest rzecz, którą nie mogę objąć rozumem c:
Wiecie...jesteście wspaniali. Nawet nie macie pojęcia ile sprawiacie mi radości :")
Kiedy zaczynałam pisać tego bloga to myślałam, że może chociaż parę osób będzie to czytać. Od czasu do czasu jakiś komentarz, a tu szok!
Takie zaskoczenie! :D
JESZCZE RAZ BARDZO DZIĘKUJE <3

Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych życzę wam dużo zdrowia, rodzinnej atmosfery, mnóstwo uśmiechu oraz miłości. 
Żeby w Śmigusa, zaskoczyli was przyjaciele, albo rodzina i oblali wiadrem wody :3
( Mnie dopadli już dzisiaj, tłumacząc się, że pomylili daty...taaa xD ) 
Wszystkiego dobrego :)

Dzięki temu, że jest tyle wyświetleń, chciałabym ogłosić, że rozdziały będę pojawiać się raz w tygodniu :) Może czasem nawet częściej c:
A nie jak dotychczas, że jeden rozdział ( krótki, bez sensu ) na dwa tygodnie :/
Na początku myślałam też o tym, żeby dodawać nowe notki w każdą sobotę, lecz nie chciałabym, żebyście się potem rozczarowali moim lenistwem :")
Od dzisiaj z tym walczę B)

Ps. Dzisiaj jest bardzo smutna data ;-;
Dzień, w który umarł Jan Paweł II.
Uważam, że z szacunku do tego człowieka powinnam przypomnieć o tym, w tej krótkiej notce...
( Chociaż wątpię by ktoś mógł o tym zapomnieć .-. )

Jeszcze raz bardzo dziękuje :)
Miłego dnia.
Autor.



niedziela, 22 marca 2015

XIII ,, Na początku niewiedziałem ile dla mnie znaczysz...dopiero upływ czasu mi to wytłumaczył"


Perspektywa Michaela )

Myślałem o niej całą noc, nie zmrużyłem oka ani na chwilę. Ciągle pamiętam  smak jej malinowej pomadki, a w głowię ciągle rozbrzmiewa jej melodyjny śmiech. Przed oczami mam jej zdziwiony wyraz twarzy kiedy połączyłem nasze usta w pocałunku. Cholera...zakochałem się.
Cały dzień byłem w wesołym miasteczku. Rozmyślałem nad tym wszystkim...
Nie byłem pewien jej uczuć, ale swoich tak. Kocham ją. Znam ją krótko, lecz ją kocham.
Kochałem dosłownie wszystko w niej. Włosy, śmiech, sposób poruszania. Nawet kiedy się denerwuje wydaje mi się słodka. Kiedy oblewa się rumieńcami też jest piękna. Siedziałem na ławce wpatrzony w staw, w którym pływały sobie spokojnie złote rybki. Nagle poczułem dłoń na ramieniu. Obróciłem głowę do tyłu.
- Tata? - spytałem zdziwiony. I nagle stało się coś czego nigdy wcześniej nie widziałem na twarzy swojego ojca. Prawdziwy uśmiech zagościł na jego twarzy. Nawet teraz wydawała mi się sympatyczna... Usiadł obok mnie i wbił wzrok ziemie.
- Opowiadałem ci kiedykolwiek jak poznałem twoją matkę? - zapytał.
- Nie - odpowiedziałem, dalej lekko zaskoczony jego dziwnym zachowanie.
- No pewnie...- westchnął - Było to przypadkowe spotkanie w parku. Siedziała na ławce i karmiła gołębie. Miałem wtedy 19 lat, a ona 17 i wyglądała tak pięknie w żółtej sukience i czarnym płaszczy. Nie wiedziałem jak do niej podejść i zagadać...byłem tak bardzo nieśmiały - pokręcił głową na boki  jakby nie wierząc, że on mógł taki być.
- Więc jak to się stało, że się poznaliście? - spytałem.
- Schowałem się za jednym z drzew i próbowałem wymyślić jakiś plan, lecz kiedy znowu zerknęłam na Katherin...jej już nie było. Poczułem wtedy ból, że sobie poszła. Nie byłem zły na nią, tylko na samego siebie. I nagle usłyszałem czyimś miły, sympatyczny głos. Odwróciłem się i zobaczyłem twoją matkę rozmawiająca z innym mężczyzną. Wróciłem do domu i płakałem, pierwszy raz w życiu płakałem. Straciłem nadzieje, i dopiero po pół roku kiedy spotkaliśmy się na festiwalu jesiennym po raz pierwszy się do niej odezwałem, a dalej już znasz historie...rozumiesz co chce ci powiedzieć? - spytał. Byłem za bardzo oszołomiony tym zwierzeniem. Nigdy mój ojciec nie był dla mnie tak miły. Czułem się dziwnie wyróżniony i dumny, że poznałem ich historię. Nie odpowiedziałem na jego pytanie, więc uznał to za nie.
- Chce ci powiedzieć, żebyś nie czekał. Ja i twoja matka mieliśmy szczęście, prawdziwe szczęście, że spotkaliśmy się tamtej jesieni. Ty nie ryzykuj tylko weź sprawy w swoje ręce Michael. Nie czekaj, aż ona zrobi pierwszy krok, bo ten dzień może nigdy nie nadejść... - spojrzał na mnie, a ja w jego oczach dostrzegłem pierwszy raz troskę. Wstał i odszedł...
Przepełniał mnie smutek, a zarazem szczęście. Nigdy bym się nie spodziewał, że  mój ojciec tak się zachowa. Teraz właśnie stało się coś magicznego... rozmawialiśmy jak ojciec z synem, czułem się jakbym go dopiero poznał, dopiero teraz zobaczyłem w nim swego ojca... Jego słowa podziałały na mnie jak  narkotyki. Wyjąłem telefon i napisałem do Mie.
,, Jesteś tak długo na cmentarzu? "
Po kilku sekundach przyszła odpowiedz.
,, Nie, jestem już w swoim domu "
Przełknąłem ślinę.
,, Czekaj, zaraz przyjadę "
Schowałem telefon do kieszeni spodni i pobiegłem do garażu. Chwyciłem kluczyki i zapaliłem samochód 
- Panie Jackson! - usłyszałem głos Ewy.
- Michael! - oraz mojej matki. Wyjechałem gwałtownie z garażu i nie myśląc o tym, że może gdzieś za drzewem czekają paparazzi ruszyłem w kierunku domu Mie. Skąd znałem drogę zapytacie. Miałem system namierzanie w telefonie. Przez jednego sms mogłem określić gdzie kto się znajduje.
W głowie miałem miliom myśli. Uczucia przeplatały się ze sobą. Rozum i serce kłócimy się o kontrole, ale ja byłem zdeterminowany. Dobrze wiedziałem co chciałem jej powiedzieć nie zważając na konsekwencje. Teraz albo nigdy, powiem jej to! Chce żeby wiedziała, chce żeby powiedziała mi co do mnie czuje. Może nic...ale tak bardzo chce wiedzieć. Było już po 21:00. Noc była piękna, gwiazdy mnie uspokajały, a okrągła tarcza księżyca dodawała siły.
Zahamowałem gwałtownie pod wielkim domem i szybko wysiadłem z auta. Podszedłem do drzwi i już miałem zadzwonić gdy stanęła przede mną rudowłosa. Spoglądała na mnie zaskoczona. Przełknąłem  ślinę...
- Chce cię o coś zapytać...- oznajmiłem, a moje serce przyśpieszyło.
- O co? - zapytała. Miałem już wyrecytować całą wcześniej przygotowana wypowiedz, ale w końcu...wydala mi się beznadziejna.
- Walić słowa...-  podbiegłem do niej i  połączyłem nasze usta. Taa chwila była magiczna...był to długi, wystarczający za tysiąc słów pocałunek. Nie odtrąciła mnie, nie kazała przestać. Powiedziała tak. Pogłębiłem pocałunek, i popchnąłem ją delikatnie nie odrywając warg od jej słodkich usteczek w stronę domu. Zamknąłem drzwi butem. Oddawała pocałunki. Mój język został zaproszony przez jej do wspólnej zabawy. Objęła moją szyje ramionami, a moje dłonie błądziły po jej ciele. Po paru minutach oderwaliśmy nasze usta na trzy centymetry od siebie by uspokoić oddech.
- Kocham Cię...- oznajmiłem zataczając kółka kciukiem po jej zarumienionym lekko policzku.
- Ja ciebie też...- szepnęła. - myślałam, że już nigdy tego nie powiesz..
- Bałem się, że mnie odtrącisz...
- Nigdy bym tego nie zrobiła - odpowiedziała. Przygryzłem delikatnie dolną wargę dziewczyny, a ona chwyciła mnie za dłoń i zaczęła prowadzić na piętro.
- Chodź - uśmiechnęła się  delikatnie.
Przed drewnianymi drzwiami jej sypialni przycisnąłem ją delikatnie do ściany i zamknąłem w klatce, która stanowiły moje naprężone ramiona i dłonie tuż przy jej głowię. 
- Mia...kiedy zacznę, nie będę mógł przestać.. - oznajmiłem, chciałem wiedzieć, że wie no co się piszę. Ale ona tylko pocałowała mnie delikatnie w usta i pociągnęła za rękaw koszuli do środka, po czym zamknęła drzwi...

Obudziły mnie promienia słońca, które przedarły się przez żaluzje. Od razu powróciły wspomnienia ubiegłej nocy. Spojrzałem na dziewczynę leżąco obok mnie. Delikatnie zgarnąłem jej włosy z czoła. Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem i otworzyła powoli oczy. 
- Cześć...- szepnąłem głaszcząc jej blady policzek.
- Hej...- odpowiedziała. Uniosła się delikatnie na przedramieniu...- Michael wszystko gra? Widzę, że czymś się martwisz...- spytała. To była prawda. Naprawdę było to widać? Westchnąłem...
- Za tydzień wyjeżdżam w trasę koncertową, ale tak bardzo nie chce ci zostawiać..- wyjaśniłem i spojrzałem jej w oczy, w których nagle zauważyłem przygnębienie. 
- Na ile wyjeżdżasz? - jej głos był piskliwy i słaby, ale tak bardzo mnie podniecał.
- Na trzy miesiące kotku, a może jechałabyś ze mną? - to pytanie widocznie ją zaskoczyło. Poruszyła się nie pewnie.
- Nie wiem Michael...wiesz studia, praca...
- No tak...ale mamy jeszcze tydzień. Spróbujmy spędzić go jak najlepiej - uśmiechnąłem się. Mia delikatnie przeczesała dłonią moje czarne kosmyki po czym wtuliła się w moja klatkę piersiową. 
- Tylko tydzień...- poprawiła. 
Objąłem ją ramieniem. 
- Obiecasz mi coś? - jej głos stał się poważniejszy. 
- Wszystko - odpowiedziałem bez zawahania. 
- W trasie koncertowej nie będziesz myśleć o innych kobietach... - przycisnąłem ją mocniej do siebie. Rozumiałem jej nie pokój. Byłem królem popu, który wyjeżdża sam na trzymiesięczną  trasę bez swojej dziewczyny. Złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. 
- Obiecuje, ale pamiętaj proszę. To kogo masz w głowię, nigdy nie będzie ważniejsze od tego kogo masz w sercu...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej c:
Dzisiaj tak romantycznie c;
Tak, specjalna notka więc dodatkowo muzyka c:
Nie podoba mi się ten rozdział, myślę, że potrafię to lepiej napisać, ale jakaś tak wyszło .-.
Wiecie co moi drodzy?...Już połowa tego opowiadanie za nami. Zbliżamy się do końca :")
Ale jeszcze kilka rozdziałów przed nami :)
DZIĘKUJE BARDZO ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE <3
Ps. Przepraszam za wszystkie błędy .-.
Ps dwa. Kocham was ^,^


,, Czasem mam ochotę iść, nie patrzeć za siebie, nie wracać, nic nie widzieć i nic nie czuć..." 

poniedziałek, 16 marca 2015

XII ,, Wędrówka, by znowu życie poukładać w całość jest samotna i długa..."

( Perspektywa Mie )

Zamrugałam kilka razy i zmarszczyłam brwi. Zdziwiłam się kiedy to powiedział. Jego głos był poważny, a oczy świeciły nieznanym mi wcześniej blaskiem. Czemu miałam głupie wrażenie, że mówi prawdę? Chciałam wierzyć w to, że jest po prostu dobrym aktorem.
Usiadł koło mnie, z kubkiem pełnym wody mineralnej. Pani Jackson przypatrywała nam się z szerokim uśmiechem. Szybko chwyciłam swoją szklankę i podniosłam do ust. Piłam, aż naczynie pozostało puste. Bałam się, że jeśli nie wypełnię czymś ust to zaraz wypaplam całą prawdę. Naprawdę serce mi się kroiło kiedy widziałem jej uśmiech. Taki dumny i szczęśliwy...
Zerknęłam na Michaela. Jak zwykle jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, więc skupiłam się na oczach. Były smutne... Czy on też żałuje tego kłamstwa?
Nagle mama Michaela chwyciła go za rękę. Podobnie jak ,, mój chłopak " wpatrywałam się w starszą panią z niepewnością czekając na to co powie.
- Tworzycie taką cudowną parę. Naprawdę do siebie pasujecie...Michael jestem taka szczęśliwa, że w końcu znalazłeś swoją drugą połówkę -  chyba zwymiotuje. Ledwo powstrzymałam się od przewrócenia oczami. Michael uśmiechnął się i cicho westchnął. Odwrócił się w moją stronę. Przekręciłam głowę i również spojrzałam mu w twarz i nagle zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Złączył nasze usta w pocałunku. Rozchyliłam je lekko z zaskoczenia, a on przygryzł delikatnie moją dolną wargę. Smakował jak mięta..mm..uwielbiam mięte. W ciągu paru sekund poczułam chyba wszystkie emocje, jakie mogłam czuć. Złość, rozkosz, zmieszanie, zadowolenie i wiele innych, które w tej chwili trudno było mi odróżnić. Poczułam coś dziwnego w brzuchy. Jak to się nazywa...emm motylki? Chyba tak. Powoli oderwał swoje usta od moich. Nie mogłam się poruszać, byłam całkowicie zdezorientowana.
- To może ja was zostawię samych...- szepnęła mama Michaela wstając. Przed wyjściem z kuchni posłała synowi porozumiewawcze spojrzenie.
Siedzieliśmy jeszcze krótką chwili w ciszy wpatrując się w siebie. Co mówił jego wzrok? Nie wiem..nie potrafiłam tego ocenić.
- Co to miało być? - spytałam po chwili. Mój głos był cichy i słaby. Z jednej strony dlatego, że nie chciałam, żeby ktoś nas usłyszał, a z drugiej nie potrafiłam wydobyć z siebie głośniejszego dźwięku.
- Ja...nie wiem - szepnął - Poczułem, że to będzie właściwe zagranie... - chrząknął po chwili.
- Właściwe zagranie? - zmarszczyłam czoło. Co on ma na myśli?
- Moja mama zaczęłaby coś podejrzewać. Zawsze tylko policzek, albo trzymanie za dłoń...Całując cię w usta pokazałem, że jesteśmy naprawdę razem. Rozumiesz prawda? - spytał, a w jego głosie wyczułam nutkę niepewności, a może nawet strachu?
Po sekundzie przytaknęłam, że tak i uśmiechnęłam się delikatnie. Nie chciałam, żeby uznał mnie za osobę kompletnie pozbawioną rozumu i intuicji...ale po chwili, kiedy wracałam  do swego pokoju przyłapałam się na myśli,  że chciałabym żeby pocałował mnie jeszcze raz...najlepiej dwa.

Wstałam wcześnie rano. Wzięłam prysznic, wysuszyłam i uczesałam włosy. Szybko się ubrałam i chwyciłam torebkę. Był śliczny poranek, powietrze było wilgotne i orzeźwiające. W nocy musiało podać, gdyż ziemia była rozmokła.  Kiedy już miałam wyjść pomyślałam, że to trochę nie w porządku. Szybko pobiegłam do kuchni, chwyciła pierwszą lepszą karteczkę, jak potem okazało się, że był to jakiś paragon.
,, Pojechałam na cmentarz. Za niedługo wrócę " położyłam karteczkę na blacie, a prawy górny róg przygniotłam cukierniczką na wszelki wypadek, gdyby wiatr zdmuchnął ją pod szafkę kuchenną.
Wsiadłam do mojego auta, które od 3 dni stało na parkingu pana Jacksona.
Podczas jazdy myślałam o wczorajszym pocałunku. Mimowolnie na moich ustach pojawił się uśmiech i...NIE! Pokręciłam przecząco głowę na boki i przymknęłam mocno powieki, lecz zaraz je otworzyłam gdy przypomniałam sobie, że właśnie jestem na autostradzie i prowadzę.
Co się zemną dzieje? Westchnęłam ciężko. Naprawdę ciężko było  myśleć o tej całej sytuacji. W poniedziałek umarła mi mama, we wtorek zostaje dziewczyną Michaela Jacksona...chmm... a co jutro? Poznam syrenę z Atlantydy? Prychnęłam pod nosem. Teraz miałam czas na przemyślenia, byłam sama i cieszyłam się tym. Oparłam się wygodnie o siedzenie i puściła swoją ulubioną
 MUZYKĘ
Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć...Czy dobrze robię  udając, że jest z Michaelem?
Och...jak teraz  jest mi  potrzebna mądrość matki. Tak bardzo chciałam usłyszeć jej melodyjny głos, wskazówki...
Zaparkowałam samochód na parkingu w pobliżu cmentarza. Wyjęłam z bagażnika znicz, który długo czekał by ujrzeć światło dzienne. Po kilku minutach byłam już przy pomniku. Uklękłam i zapaliłam świeczkę. Odmówiłam modlitwę, a następnie usiadłam na ławce ustawionej obok grobu i zamknęłam oczy. W mojej głowię ukazywały się różne obrazki, chwili z życia mojego i mamy. Przypomniał mi się tata...nawet nie wiem gdzie go pochowali. Pamiętam jak przeżywałam jego śmierć, gorzej niż mamy. Może to przez wiek, lecz nawet teraz kiedy go wspominam chce mi się płakać. Tata był moim ideałem, prawdziwym bohaterem...Mamę kochałam i dalej kocham, lecz nasz kontakt nie był za dobry. Można powiedzieć nawet, że słabe. Dziwne...teraz kiedy pomyśle, że było wokół mnie tylu ludzi, a teraz niema nikogo i jestem zdana na siebie, mam mieszane uczucia. Boję się... Walczyłam z łzami pod powiekami, ostatecznie przegrałam. Malutkie kropelki  powoli kapały na ziemie. Wyprostowałam się i otarłam jej  dłonią. Wstałam i skierowałam się z powrotem do auta.

Po 35 minutach byłam w moim domu. Przebrałam się w czyste ubrania.
A poprzednie rzuciłam do prania. Mieszkałam w dużym budynku, moja mama była prawnikiem więc sporo zarabiała. Wyszłam na dwór i otworzyłam skrzynkę na pocztę. Znalazłam rachunki i wiele listów z kondolencjami od przyjaciół rodziny. Pff przyjaciół...więc gdzie teraz jesteście? Nawet nie zadzwoniliście...Wróciłam do salonu. Jak ja kochałam to miejsce, była to moja ulubiona cześć tego domu. No prawie ulubiona...pobiegła szybko na górę. Otworzyłam ostatnie drzwi w prosty korytarzu i weszłam do pokoju, mojego pokoju.
Nic się tu nie zmieniło przez te dni. To tutaj spędziłam najwspanialsze  i najstraszniejsze chwile w swoim życiu. Mnóstwo uśmiechów i tysiące łez. Podeszłam do łóżko i rzuciłam się na nie. Poczułam dziwną ulgę...Wyjęłam telefon z kieszeni, wybrałam numer i napisałam sms "
,, Nie przyjadę dziś " rzuciła telefon w kont i zamknęłam oczy.

Po jakimś czasie usłyszałam wibrowanie. Z niechęcią oparłam się na łokciach i chwyciłam komórkę leżącą obok. Odblokowałam ekran i odczytałam wiadomość od Michaela...
,, Jesteś tak długo na cmentarzu? "
,, Nie, jestem już w swoim domu" - odpisałam. Po kilku sekundach dostałam kolejna wiadomość.
,, Czekaj, zaraz przyjadę..."
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć :)
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE <3
Rozdział przed sobotą, więc uniknęłam kary xD
Szczerze mówiąc to nie planowałam, że dziś napisze kolejną cześć, lecz jakąś tak mnie wzięło c:
Co sądzicie o Mie?
Jestem ciekawa co o niej myślicie :)
Przepraszam za wszystkie błędy, czasem ukryją się gdzieś przed moimi oczami :c
Miłego czytania.
I dnia :)
,,Czasem potrzebna jest chwila samotności - Nie tylko po to, by chwilę odetchnąć, lecz też by przemyśleć parę spraw w ciszy "


niedziela, 15 marca 2015

Ogłoszenie

Witam wszystkich serdecznie c:
Mam dwie sprawy :
1. Wybaczcie, że tak długo nie dodaje nowego rozdziału. Postaram się w najbliższym czasie opublikować cześć XII :) Najdłużej do soboty! Jeśli nie dodam rozdziały przez ten czas to możecie mi wymyślić kare Xdd
2. Moja koleżanka pisze bloga :)
Tylko trochę na inny temat. Nie jest to opowiadanie o MJ. Jest to historia fantazy, czyli wampiry, wiedźmy itd. Jeśli lubicie opowiadania tego typu, z dreszczykiem emocji, elementami baśniowymi i miłości to polecam jej bloga c:
I chyba to by było na tyle c:
Teraz idę poczytać nowe rozdziały na waszym blogach ^^
Miłego dnia :)
Autor.


Link do bloga koleżanki :
http://deathisthegateandanewbeginning.blogspot.com/




niedziela, 1 marca 2015

XI ,,Bo przecież nie musi Cię kochać cały świat, czasem wystarczy tylko ta jedna osoba "

(Perspektywa Mie)

Byłam zaskoczona prośbą Michaela. Nie, zaskoczona to mało powiedziane. Byłam zszokowana. Nie codziennie słyszy się od króla popu czy zostaniesz jego dziewczyną. Prawda?
Czułam się dziwnie. Byłam zmęczona oraz wyczerpana. Oczy mnie piekły od ciągłego płakania, a głowa nie przyjemnie pulsowała. Wszystkie kolory były zarazem intensywne, jak i dziwnie wyblakłe. Nie miałam siły stać na nogach i pewnie jakby nie Michael, który położył dłoń na mojej tali przyciskając mnie do siebie to upadłabym na kolana. Według niego - właśnie udowadniał, że jesteśmy parą. A według mnie - właśnie powstrzymywał mnie od upadku i prawdopodobnie bardzo niezręcznej sytuacje. Odwróciłam się w stronę rodziców Michaela zmierzających w naszym kierunku. Nawet z odległości kilku metrów zauważyłam jak wymieniają ze sobą porozumiewawcze spojrzenie. Przełknęłam głośno ślinę i spróbowałam skupić całą uwagę na otaczającą mnie rzeczywistość, a w szczególności na ludziach.
Zerknęłam ukradkiem na Michaela. Na jego ustach gościł delikatny uśmieszek, a oczy błyszczały niezwykłą pewnością siebie. W słońcu, jego czarne, kręcone kosmyki lśniły, a skóra wydawała się tak niezwykle gładka. Jej odcień przypominał mi czekolada, a na samą tą myśl zaburczało mi w brzuchu. I nie tylko dlatego, że jego skóra przypominała mi coś pysznego, ale również dlatego, że nie jadłam śniadania. Automatycznie oblizałam wargi. Michael mocniej przycisnął mnie do siebie. Był ode mnie o 15 cm wyższy i pewnie w oczach jego rodziców stanowiliśmy idealną parę. Tak naprawdę wbijał właśnie palce w moje obolałe żebra. Skrzywiłam się odrobinę, a on od razu posłał mi przepraszające, pełne troski spojrzenie i zluźnił odrobinę uścisk.
- Witaj mamo - zrobił krok w przód zsuwając dłoń z mojego biodra. Pocałował matkę w policzek po czym ponownie cofnął się do tyłu, a jego rękę wróciła na swoje miejsce.
- Ojcze..-kiwnął sztywną głową w kierunku mężczyznę w czarnym garniturze, który odpowiedział mu tym samym, lecz znacznie zimniejszym tonem. Mimo woli przeszły mnie ciarki.
Ponownie przełknęłam ślinę. Teraz moje kolei?
Zrobiłam chwiejny krok w kierunku jego matki.
- Dzień dobry - rzekłam wysuwając dłoń w jej kierunku. Kobieta uśmiechnęła się serdecznie.
- Witaj Kochanie - odpowiedziała.
Uścisnęła moją dłoń i nachyliła się bliżej by musnąć ustami mój policzek. Odwzajemniłam ten miły gest i odwróciłam się w stronę taty Michaela. Obrzucił mnie tym samym zimnym spojrzeniem co syna i wysunął dłoń w moim kierunku.
- Joe Jackson - przedstawił się. Również wyciągnęłam dłoń i spróbowałam wykrzywić usta w lekkim uśmiechu. W pewnym momencie nachylił się bliżej i mruknął - Pan Joe Jackson - z dużym naciskiem na ,, Pan " Przytaknęłam i wyprostowałam się.
- Mia Evens - odpowiedziałam, nie wiedząc czy był tym zainteresowany. Usłyszałem cichy i krótki bełkot Michaela za moimi plecami. Nie zrozumiałam słów, lecz wiedziałam, że był odrobinę poirytowany tym niestosowne zachowanie swego ojca.
- Państwo Jackson! - spojrzałam w stronę domu. W drzwiach wejściowych stała Ewa z szerokim uśmiechem - Tak się ciesze, że państwa widzę!
Michael chwycił delikatnie mój nadgarstek po czym zwrócił się do rodziców.
- Proszę wejdźcie.

Siedzieliśmy w jadalni. Panował tu przede wszystkim brąz. Meble były z drewna, którego gatunku nie znam, lecz mogę się założyć, że sporo kosztowały. Kontury oraz zakończenia były przyozdobione złotem, śnieżnobiałe firanki w dużych okach świetnie kontrastowały i rozświetlały pomieszczenie. Na podłodze również były panele z ciemnego drewna, a pod naszym stolikiem ulokowano również śnieżnobiały, perski dywan, który był niewiele większy na długość oraz szerokość od stołu przy którym siedzieliśmy, a ten stół był naprawdę duży.
Ewa naprawdę ślicznie przyozdobiła stół. Podała wiele, przepysznych potraf, które też były niezwykle apetycznie przygotowane. W sumie to nie jadłam wiele, prawie wcale, lecz po zapachu mogłam uznać, że niejeden by się skusił.
Siedziałam obok Michaela, starając się odgrywać jak najlepiej przydzieloną mi rolę. Właśnie opowiadał swoim rodzicom o nas. Gdzie się poznaliśmy, jak się nam układa i od kiedy jesteśmy razem. Ściskał moją dłoń w swojej. Dodawał mi tym otuchy.
- Mia gdzie pracujesz? - spytała nagle mama Michaela.
- W szpitalu św. Anny w San Fransicko. Dyrektorka jest...znaczy była przyjaciółką mojej matki i załatwiła mi pracę jako stażystka.
- Studia? - wtrącił się nagle ojciec Michaela.
- Studiuje prawo - odpowiedziałam i zerknęłam przelotnie na Michaela. Wydawał się zaskoczony tą odpowiedzią. - teraz kiedy pozaliczałam sesje mam parę tygodni wolnego.
Joe mruknął coś pod nosem i zaczął jeść sałatkę.
- Podobasz mi się - mrugnęła do mnie pani Jackson. Zarumieniłam się, co w porównaniu z moją bladą cerą i intensywnie rudymi włosami musiało wyglądać dziwacznie.

Na rozmowie spędziliśmy jakieś trzy godziny. Tyle wystarczyły bo szczerze polubić panią Jackson i wyrobić sobie nie najlepszą opinie o Joe Jackson. Przepraszam! Panie Joe Jackson...
Dopytywali się o wszystko. Dosłownie, lecz nie dziwiłam się, że chcieli coś wiedzieć o związku ich syna z...zemną. Z nieznaną dziewczyną, zwykłą stażystką i studentką. Mimo wszystko nie czułam się gorzej w ich towarzystwie i Michaelowi oraz jego mamie najwyraźniej to odpowiadała, lecz jego tacie niekoniecznie...
W końcu wszyscy się rozeszliśmy. Michael chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę swojej sypialni. Zamknął ostrożnie drzwi za nami. Pierwszy raz byłam w jego pokoju. Było tu przytulnie.
- Przepraszam za mojego ojca...- powiedział. Skupiłam ponownie całą uwaga na nim.
- Nie musisz przepraszać. - uśmiechnęłam się blado.
- Ja tylko...nie chciałbym, żebyś jakąś szczególnie przejmowała się docinkami z jego strony.
- Ok. - odpowiedziałam. - czy on zawsze jest taki w stosunku do ciebie?
Zaskoczyło go to pytanie. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, po chwili jednak westchnął i z rekami w kieszeniach spodni wyszedł na balkon, a ja zanim.
- Tak..zawsze.-odpowiedział w końcu.
- Dlaczego? - moja ciekawska natura zawsze wygrywa niestety. Michael wzruszył ramionami i spoglądał gdzieś w przestrzeń. Noc była piękna. Ciemna, rozświetlona milionem gwiazd. Księżyc w kształcie rogalika chował się niczym szpieg za wierzchołkami drzew, lecz wiatr, cichy pomocnik kołysał koronami i ujawniał jego istnienie.
- Zawsze był taki i nie tylko dla mnie. Dla moich braci również... czasem wydaje mi się, że wcale go nie znam, chociaż znam go przez 25 lat. - szepnął. Nagle przypomniała mi się moja mama. Łzy napłynęły mi do oczów, co trochę mnie zdziwiło gdyż myślałam, że wszystkie wylałam zeszłej nocy w poduszkę. Nie wiem czemu to zrobiłam, lecz wtuliłam się w tors Michaela. Dłonie położyłam na jego klatce piersiowej, a głowę przechyliłam lekko na bok by nie poplamić mu koszulki łzami.
Objął mnie ramionami i przycisnął mocniej do siebie. Głowę wtulił w moje rude włosy.
Staliśmy tak przez chwilę, aż w końcu Michael podniósł odrobinę głowę i delikatnie musnął wargami mój policzek. Wstrzymałam oddech zaskoczona tym gestem. Spojrzałam na niego. Odsunął się i opuścił ramiona. Również się odsunęłam, i założyłam włosy za ucho.
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać - odparł zmieszany i pomasował się dłonią po karku. W świetle księżyca wydał mi się strasznie atrakcyjny. Nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa, więc tylko przytaknęłam po czym rzuciłam krótkie dobranoc i wyszłam.

Nie mogłam spać, wszystko mi przeszkadzało. Kręciłam się niespokojnie na łóżku, a moja głowa ciągle nieprzyjemnie pulsowała. Starałam się nie myśleć o mamię, tak byłam wychowana. Jedni płaczą bez przerwy przez wiele tygodni po śmierci kogoś bliskiego, lecz ja tak nie potrafiłam. Mój tata zawsze powtarzał, że jeśli przetrwa się pierwsze parę dni bez łez to dasz radę całe życie.
Był dla mnie wzorem, najlepszym przyjacielem. Zawsze starałam się go naśladować, kochał mnie taką jaką byłam i nigdy nie wymagał ode mnie niczego. Kiedy wyjechał do Afganistanu, jako porucznik nie myślałam, że  już nigdy więcej go nie zobaczę. Miałam 11 lat kiedy do naszego domu wkroczyli dwaj żołnierze. Znałam ich, byli najlepszymi przyjaciółmi taty. Jeszcze nic nie powiedzieli, a moja mama wybuchła nie pohamowanym płaczem.
Wstałam gwałtownie kiedy poczułam, że oczy zachodzą mi szronem. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Przestraszyłam się kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy, blada jak ściana twarz i zapadnięte policzki. Ubrałam się to co miałam. Czyli  w czarne dżinsowe spodnie i białą, przewiewną bluzkę. Musze jutro jechać do domu i przebrać się w nowe rzeczy. Zresztą już powinnam wrócić, nie mogę przecież siedzieć Michaelowi na głowię.
Zeszłam po drewnianych, kręconych schodach prosto do kuchni. Starałam się jak najciszej stawiać stopy, gdyż bałam się, że najmniejszy dźwięk może obudzić resztę domowników.
Było grubo po dwunastej i liczyłam, że wszyscy już śpią.
Przeliczyłam się...
W kuchni, przy włączonej lampce, która rzucała słabe światło na pomieszczenie siedziała pani Jackson z głową opartą na pięści. Wpatrywała się w obraz olejny powieszony na ścianie, lecz kiedy tylko przekroczyłam próg kuchni jej spojrzenie skierowało się na mnie. Westchnęłam ciężko i uśmiechnęłam się w stronę starszej pani. Odwzajemniła uśmiech, lecz był on znacznie krótszy.
- Nie śpi pani? - spytałam i podeszłam do szafki kuchennej by wyciągnąć z niej szklankę.
- Nie mogłam zasnąć...- odparła - a ty?
- Też...- szepnęłam  chwytając karton mleka. Przechyliłam go odrobinę i nalałam białej cieczy do szklanki.
- Mia...- odwróciła się w moim kierunku.
- Tak? - podniosła brew i rozchyliłam delikatnie usta.
- Wydajesz mi się naprawdę sympatyczną, uroczą i szczerą osobą- zaczęła. Zarumieniłam się. Było to bardzo miłe z jej strony.
- Dziękuję, to bardzo miłe.
- I wydajesz mi się idealną dziewczyną dla Michaela - nie wiedziałam jak mam odebrać ten komentarz. Z jednej strony poczułam ciepło gdzieś w środku, a z drugiej smutek. Teraz bardzo, ale to bardzo zaczęłam żałować, że ją okłamujemy. Lecz nie mogłam wyznać jej prawdy, jeszcze nie teraz chociaż bardzo chciałam. Znowu tylko się uśmiechnęłam.
- Michael jest moim synem, bardzo go kocham tak samo jak całą resztę moich dzieci, lecz Mike...jest osobą niezwykle wrażliwą na ból i piękno. Jest również bardzo szczery i nie potrafi kłamać...- wstrzymałam oddech. Czyżby pani Jackson domyśliła się co tu jest grane? Że to wszystko udajemy? -...i wiem, że mój syn jest w tobie zakochany - wypuściłam oddech by zaraz ponownie go wstrzymać. Michael? We mnie...to niedorzeczne. Chciałam już zaprzeczyć i powiedzieć ,, Nie, nie to niemożliwe. Jesteśmy tylko przyjaciółmi" ale przypomniałam sobie, że tak właśnie ma być.  Usiadłam naprzeciwko niej przy tym samym stoliku. To był pierwszy dzień, a ja miałam już dosyć tego kłamstwa. Powoli zaczynało się we mnie gotować...
- Ja też go bardzo kocham...- odpowiedziałam i wzięłam łyk mleka. Spojrzałam jej w oczy, ale zaraz potem spuściłam je na podłogę, by czasem nie zauważyła w nich zmieszania.
Nagle poczułam jej dłoń na mojej. Podniosłam wzrok. Kobieta uśmiechała się do mnie sympatycznie, a w jej oczach zauważyłam łzy.
- Jesteś taką uroczo dziewczyną, i wiem, że kochasz mego syna tak jak on kocha ciebie. Tak bardzo chce by znalazł szczęście i osobę, na której zawsze może polegać i jej ufać. Wiesz...ja nie będę żyć wiecznie i nie będę wiecznie przy nim. - zakończyła z westchnieniem.
- Jest pani jeszcze bardzo młoda, proszę nie myśleć o śmierci. - odpowiedziałam z dziwną troską w głosie. Kobieta zaśmiała się krótko i chciała już coś odpowiedzieć gdy dobiegły do naszych uszów kroki. Odwróciłam się i w zobaczyłam zaspanego Michaela.
- Nie śpicie? - spytał sennym głosem.
- Nie, nie mogłyśmy spać. Obudziłyśmy Cię? - spytałam.
- Sam się obudziłem...-odparł i usiadł obok mnie całując przy tym w policzek. Obawiałam się, że miał koszmar i dlatego wstał. Chwycił delikatnie w dwa palce mój podbródek i uniósł odrobinę do góry. Spojrzał mi prosto w oczy i wyszeptał.
- Kocham Cię...
Pomyślałam, że to kolejne kłamstwo. Naprawdę miałam już tego dość i chciałam by się skończyło, więc zapytałam :
- A kiedy przestaniesz mnie kochać?
Ale on odparł poważnie i spokojnie, ciągle patrząc mi w oczy.
- Jeszcze nie słyszałem o człowieku, który zna datę swojej śmierci...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry c:
Jak mija wam weekend? U mnie nawet okej, oprócz tego, że jest naprawdę paskudna pogoda.-.
DZIĘKUJE ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE! <3
To...och tak bardzo, bardzo motywujące i kiedy je czytam, to moje serce przyśpiesza :)
JESZCZE RAZ BARDZO DZIĘKUJE! <3
Jak podoba się rozdział? Myślę, że następny też będzie z  perspektywy Mie ( ale nie na pewno ) a potem powracamy do Michaela :)
Życzę wam miłego dnia c:
Ps. Przepraszam za wszystkie błędy :/


,, Przestań gadać kłamstwa na mój temat, bo zacznę mówić prawdę o tobie"